środa, 31 października 2012

Chapter Third.


Gdyby można było cofnąć się w czasie i powiedzieć coś samemu sobie, co by to było ? Coś o miłości, przyjaźni, nienawiści... ? Może spróbowałbyś uchronić się przed popełnieniem niektórych błędów? Powstrzymałbyś się od wypowiedzenia niektórych słów ? Uniknąłbyś spotkania z niektórymi ludźmi ? Zastanów się tylko, czy aby na pewno warto.

***

Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie. Do tego nie wzięłam żadnej książki, którą mogłabym poczytać, dla zabicia czasu, który wyjątkowo mi się dłużył. Minuty upływały jak godziny, wydawało mi się, że czas stanął w miejscu. Żeby tego było mało chłopak siedzący obok mnie coraz częściej spoglądał na mnie kątem oka i myślał, że tego nie widzę. Wydawał się bardzo dziwny. Siedział w ciemnych okularach przeciwsłonecznych i kapturze, a przecież na samolocie nie świeciło słońce, ani nie było zimno. Mam wrażenie, że nigdy nie zrozumiem niektórych ludzi, no ale cóż, co kto lubi.
Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam moją ulubioną piosenkę. Próbowałam nie zwracać uwagi na sąsiada, który dalej bezczelnie się na mnie gapił. Po upływie kolejnych 20 minut nie wytrzymałam.
Mam coś na twarzy, że od początku lotu się na mnie gapisz ? - warknęłam do niego, na co najwidoczniej się speszył, co w ogóle mi nie przeszkadzało.
- Nie, nie. Twarz jak najbardziej w porządku. - zaśmiał się, ale widząc to, jakim wzrokiem na niego patrzę natychmiast umilkł. - Jestem Harry. - odezwał się po kilku minutach błogiej ciszy.
- Naprawdę, mało obchodzi mnie to, jak się nazywasz. Chcę tylko, abyś się zamknął i dał mi spokój. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy i odwróciłam głowę w stronę okna.
- A ty ? Jak masz na imię ? - zapytał, zupełnie ignorując moje poprzednie słowa. Ten koleś zaczynał działać mi na nerwy. Nawet nie drgnęłam, udawałam, że nie słyszałam jego pytania. Wydawało mi się, że odpuścił, bo już kilka dobrych minut się nie odzywał, a gdy na niego zerknęłam zobaczyłam, ze siedzi z opuszczoną głową. Nie przejmowałam się nim, wróciłam do poprzedniego zajęcia, czyli bezcelowego gapienia się na chmury i zastanawiania się, dlaczego akurat mnie musiały spotkać te wszystkie przykrości.
Nie chodziło już nawet o Elizabeth. Stwierdziłam, że cieszę się z tego co się stało. Nie chodzi mi oczywiście o to, że straciłam najlepszą przyjaciółkę, tylko o to, że stało się to teraz, a nie później, kiedy jeszcze bardziej byśmy się zżyły. Wtedy to bolałoby 100 razy mocniej niż teraz.
Zastanawiało mnie to, dlaczego ludzie są tacy nieczuli, ranią innych na każdym kroku. Doskonale wiedzą, że to robią, ale najwidoczniej nie przeszkadza im to.
Zadziwiające jest też to, jaką słowo ma siłę. Jak bardzo jednym wyrazem można zranić drugiego człowieka. Jak bardzo...
- Halo, słyszysz mnie ? - z rozmyśleń wyrwał mnie ochrypnięty głos.
- Czego znowu chcesz ? - warknęłam.
- Wiesz, niegrzecznie jest tak oschle mówić.
- Niegrzecznie to jest rozmawiać z kimś, gdy ma się okulary przeciwsłoneczne na nosie, a słońce wcale nie świeci. No chyba że to ta jakże jasna żarówka zmusiła cię do założenia ich. - powiedziałam sarkastycznie. Nie znałam siebie z tej strony. Zawsze chętnie nawiązywałam nowe znajomości. A teraz... Elizabeth miała rację, zmieniłam się. Ale jak mogłabym być nadal wesołą, radosną, uśmiechniętą, niewinna Isabell, gdy świat był dla mnie taki okrutny?
- Masz rację. - powiedziawszy to zdjął oprawki. - Lepiej ? - uśmiechnął się ukazując przy tym dwa, identyczne dołeczki w policzkach. Jego twarz wydawała mi się bardzo znajoma, byłam pewna, że już gdzieś ją widziałam. - Wow. Nie zaczniesz krzyczeć ? - zapytał, na co ja zrobiłam zdezorientowaną minę.
- Niby czemu miałabym krzyczeć ? Z resztą, nieważne, i tak mnie to nie obchodzi. Zostaw mnie w spokoju, chcę odpocząć.
- Nawet mi nie powiesz, jak masz na imię. To jakiś sekret ? - no obiecuję, jak ten koleś się nie odczepi, to go pobiję.
- I tak już nigdy więcej się nie zobaczymy, więc po co chcesz nawiązywać znajomość ?! Z resztą, jesteś głuchy czy głupi ?! Nie rozumiesz, że nie chcę nieć z tobą do czynienia ?! - wybuchnęłam, przez co oczy wszystkich pasażerów skierowały się w naszą stronę. Chłopak wyraźnie odpuścił, bo szybko założył okulary i kaptur, a zaraz potem spuścił głowę.
Mogłam wrócić do poprzedniego zajęcia, czyli nic nie robienia. Przerażało mnie to, jak bardzo się zmieniłam. Jeszcze dwa tygodnie temu chętnie rozmawiałabym z Harrym, chciałabym zaprzyjaźnić się z nim, a teraz ? Olewam i krzyczę na niego, choć nic mi nie zrobił. Próbował być miły, uprzyjemnić nam lot...
Po kilku następnych chwilach rozmyśleń zasnęłam.

***

Nowy Jork. Dom. Przyjaciele. Rodzina.
Kochający się ludzie. Bliscy. Miasto, w którym spełniają się największe marzenia...
Oraz dzieją największe koszmary.
Stoję na krawędzi.
Zastanawiam się czy warto, czy nie będę żałować. Tak wysoko, niebezpiecznie. Nie mogę się ruszyć, ciężko mi oddychać. Krew wypływa z moich głębokich ran. Życie stłukło się jak lustro, na drobniutkie kawałeczki, które tak strasznie trudno poskładać w całość, bo ranią, tak bardzo ranią. Zachodzą głęboko pod skórę, kiedy się poruszę czuję ból, który nie chce ustać, wręcz przeciwnie, z każdym oddechem, drgnięciem, powiększa się.
Nie mogę się już cofnąć, muszę brnąć do przodu. Ale tam nie ma już nic.. Pusta przestrzeń, a na dole tysiące ogromnych, metalowych kolców...
Łzy spływają po bladych, zakrwawionych policzkach. Rany tak strasznie szczypią, zadają tyle bólu. A ja nie chcę cierpieć. Chcę, żeby wszystko było jak dawniej. Przed oczami mam obraz rodziców. „To wszystko twoja wina Isabell! Brzydzimy się tobą! Nie wiem, jak mogliśmy się wychować na taką idiotkę! Nie starasz się, przynosisz nam wstyd!”. „Przepraszam, ja nie chciałam, wybaczcie!” krzyczałam, lecz na próżno. Oni odeszli. Bezpowrotnie.
Nagle usłyszałam śmiech, który z każdym momentem stawał się coraz bardziej głośny. Śmiech, który dobrze znałam. Elizabeth...
Nie mogłam odwrócić głowy, ból byłby zbyt mocny.
Poczułam pchnięcie, spadałam. Leciałam w dół, nic nie mogłam zrobić. Zamknęłam oczy i krzyczałam, w pewnej chwili poczułam przerażający ból.

***

Zerwałam się z fotela, cała zapłakana. Nade mną stały zaniepokojone stewardessy.
Nic pani nie jest? - mówiła jedna z nich. - Usłyszałyśmy krzyki, próbowałyśmy panią obudzić, ale nie dałyśmy rady.
- Wszystko w porządku, dziękuję. - uśmiechnęłam się, a raczej próbowałam to zrobić, bo zamiast uśmiechu wyszedł jakiś nieprzyjemny grymas.
- Już wylądowaliśmy. - oznajmiła spokojnie druga z kobiet i posłała w moją stronę szczery uśmiech. - Na pewno nic pani nie jest ? Wygląda pani blado.
- Nie nie, już wszystko dobrze, to tylko zły sen. - starałam się zabrzmieć przekonująco, ale kogo ja oszukuję. Wyglądałam zapewne najgorzej jak tylko można wyglądać. Blada, z rozmazanym makijażem i przerażeniem w oczach. - Do widzenia. - wzięłam swój bagaż i ruszyłam w stronę wyjścia z lotniska.
Zastanawiałam się co teraz zrobię, gdzie się zatrzymam. Przylecenie do Londynu na pewno nie znajdzie się na liście moich 10 najlepszych pomysłów, byłam tego pewna.
Nagle dostałam olśnienia. Wujek! No przecież.
Wujek John był bratem mojego ojca, a jednocześnie jego najlepszym przyjacielem. Zawsze potrafili się dogadać, wesprzeć. Był oparciem dla mojego taty, gdyby nie on, załamałby się po śmierci matki – mojej babci.
Szybko znalazłam jego numer w kontaktach i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Słucham. - odebrał po dwóch sygnałach. Gdy usłyszałam jego głos mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak bardzo przypominał tatę, za którym strasznie tęskniłam.
- Eee, cześć wujku, tu Isabell. - odezwałam się nieśmiało.
- Isa, dziecko, jak dawno cię nie słyszałem ! - w jego głosie było słychać radość.
- Też się bardzo cieszę. - uśmiechnęłam się, choć wiedziałam, że i tak tego nie widzi. - Słuchaj, jest taka sprawa... Jestem teraz w Londynie i nie mam gdzie się podziać. Mogłabym u ciebie tymczasowo zamieszkać ? - zapytałam nieśmiało.
- Ty ? W Londynie ? - zmieszał się. - Co ty robisz w Londynie ?
- Długa historia... To jak będzie ? Nie chciałabym sprawiać kłopotu, więc jeśli nie mogę...
- Oczywiście że nie sprawiasz. Już po ciebie jadę. - przerwał mi. - Będę za 15 minut. - usłyszałam ten charakterystyczny dźwięk kończący rozmowę.

***

Siedziałam w samochodzie obok mojego wujka i opowiadałam mu dokładny przebieg ostatnich dwóch tygodni, które odwróciły moje życie o 360 stopni. Słuchał z zainteresowaniem nie przerywając mi ani razu. John nie mógł być na pogrzebie rodziców, miał jakiś ważny służbowy wyjazd i musiał wyjechać, czego oczywiście nie miałam mu za złe, ale on upierał się, że gdyby tam był, miałabym w kimś wsparcie.
Powiedziałam mu o wszystkim, nawet o myślach samobójczych. Strasznie się zdziwiłam, gdy powiedział mi , że mnie rozumie i że to normalne. Spodziewałam się czegoś w stylu kazań jakie to było nieodpowiedzialne, głupie i bezmyślne, ale nic takiego nie nastąpiło.
Po niecałych 15 minutach drogi, które minęły niesamowicie szybko dojechaliśmy pod dom. Był naprawdę... niesamowicie ogromny – tylko to określenie przeszło mi przez myśli.
Ty... Ty mieszkasz w tym domu sam ? - zapytałam nieśmiało.
- No cóż... wiesz, jak się składa, że mieszkam z zespołem, którego jestem menadżerem. - jąkał się. Gdy zobaczył moją minę szybko dodał. - Uwierz, to fajni chłopcy...
- Chłopcy ? - zaniemówiłam. - Ilu ?
- Pięciu... - spuścił głowę. - Ale obiecuję, nawet nie zauważysz, że z nami mieszkają...
- Dobra, nieważne. I tak jestem wdzięczna, że mogę tu zamieszkać. - uśmiechnęłam się zachęcająco.
- To zapraszam. - otworzył drzwi i ryknął coś w stylu „One Durecion do mnie!”
I nagle zobaczyłam twarz. Zobaczyłam jego


~*~

Ale zwaliłam. :/
Bardzo bardzo bardzo przepraszam.
Nie podoba mi się ten rozdział, ale ocenę zostawiam Wam. :)
Następny rozdział pojawi się jak napiszę 5, postaram się wyrobić do wtorku, a jeżeli będzie więcej nić 6 komentarzy wstawię w niedzielę wieczorem. :D
I na koniec.
DZIĘKUJĘ za wszystkie komentarze, wyświetlenia i obserwatorów ! :*
JESTEŚCIE NAJLEPSI ! ♥
Ev.

7 komentarzy:

  1. 1D!! Haha ;d
    Trzeba być Tobą żeby coś takiego wymyślć ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. 1D :*
    Hazzuś ! <3
    Co ty robisz, że tak zajebiście piszesz ?
    Też tak chcę! :(

    Mwahh <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Błagam żeby to nie był Harry!Nie przepadam za nim ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Wstawiamy komentarze żeby był dzisiaj XD

    OdpowiedzUsuń
  5. przeczytałam dzisiaj wszystko i bardzo mi się podoba. czekam na następny.
    + zapraszam na mojego bloga może cię zainteresuje :
    [...] zapytał się mnie z mocno uniesionym głosem. Po tych słowach z niedowierzeniem patrzyłam na niego.[...] Nigdy, ale to nigdy przez piętnaście lat jak jestem jego siostrą w taki sposób się do mnie nie odezwał. Ba, nigdy nawet nie uniósł na mnie głosu.
    Jeśli chcesz wiedzieć co Zayn powiedział swojej siostrze to zapraszam na nowy rozdzial z perspektywy Jenny na http://beautiful-famous-and-rich.blogspot.com/.

    OdpowiedzUsuń
  6. ale jaja ! hahaha ! super ! <3 Kaśka . xoxo . : ) <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy