Znasz to uczucie,
kiedy niewidzialne belki przestają podtrzymywać twój świat, a on
wali cię się na głowę? Znasz to uczucie, kiedy myślisz, że nie
masz już dla kogo żyć? Znasz uczucie bezsilności, kiedy chcesz
coś zmienić, do czegoś nie dopuścić, czemuś zapobiec, ale
najprościej w świecie nie możesz tego zrobić? Znasz to uczucie,
kiedy płomyczek nadziei, którą miałaś w sobie gaśnie,
jednocześnie zabierając ze sobą chęci do życia? Nie? A ja znam.
Aż za dobrze
***
Nie wiem, co jest
gorsze. Strata najbliższych osób czy świadomość, że już nigdy
więcej ich nie zobaczę. Próbuję być silna. Udaję, że wszystko
jest w porządku, że nie przejmuję się tym aż tak bardzo, ale
chyba nie całkiem mi to wychodzi. Całe dnie przesiaduję w pokoju,
przeglądając rodzinny album ze zdjęciami. Jestem zmęczona, ale
nie chcę spać. Gdy tylko zamknę oczy, pojawia się obraz rodziców.
Roześmiane, radosne twarze, za którymi tak tęsknię. Których już
nigdy nie zobaczę...
Tak bardzo mi ich
brakuje. Samotność jest nie do zniesienia, zabija mnie. Elizabeth
musiała wyjechać, akurat teraz, kiedy potrzebuję jej jak nigdy.
Akurat teraz, kiedy świat zaczął nabierać ponurych barw.
Rozumiem, że
rodzina jest bardzo ważna. Teraz, zrozumiałam to jeszcze bardziej,
ale mogła choć zapytać, czy chcę pojechać z nią. Z tego co
wiem, jej ciocia, nie ma nic przeciwko moim wizytom.
Choć z drugiego
punktu widzenia, nie dziwiłam jej się. Ostatnio bywałam nieznośna,
miałam swoje humorki, kaprysy. Choć nigdy nie powiedziała mi tego
prosto w oczy wiedziałam, że zaczyna tracić cierpliwość i chęci,
aby mi pomóc. Nieważne. Cieszyłam się, że wraca już jutro.
Spójrzmy prawdzie w oczy, tylko ona trzyma mnie jeszcze na tym
świecie. No bo po co miałam żyć? Dla kogo? Dziadkowie mieszkają
daleko, widuję się z nimi, jak dobrze pójdzie, raz na jakieś
dwa-trzy miesiące, wujek mieszka w Londynie, ciocia zmarła dwa lata
temu na raka, co też bardzo przeżyłam, ponieważ była mi bliska.
Zawsze mogłam znaleźć u niej wsparcie. Nie zachowywała się jak
ciocia, tylko jak przyjaciółka, wiedziałam, że mogę się jej
wygadać, a ona nie puści pary z ust. Po jej śmierci... cóż, nie
owijajmy w bawełnę, załamałam się. Najgorsze jest to, że nawet
nie wiedziałam, ze jest chora, nie zdążyłam się z nią
pożegnać...
Ale dosyć o
przeszłości. Musze się skupić na teraźniejszości i przyszłości.
W zasadzie, co ja ze sobą zrobiłam ? Jestem wrakiem człowieka.
Potargane włosy, rozmazany makijaż, którego nie mam siły zmyć,
szare, brudne dresy, ogromna, męska koszulka. Zawsze myślałam, że jestem na tyle silna, żeby
walczyć z problemami, żeby stawić im czoła, a nie uciekać od
nich. A jak przyszło co do czego, ja po prostu tchórzę. Rodzice...
nie byliby ze mnie dumni. Okej Isabell, ogarnij się!
***
„Gdzie ona jest?!”
- moje myśli nie dawały mi spokoju. Stałam na przystanku
autobusowym czekając na Elizabeth, która miała przyjechać już
pół godziny temu, a na dodatek nie odbiera telefonu.
- Super, po prostu
świetnie. - mówiłam do siebie pod nosem, przez co przechodnie
patrzyli się na mnie, jak na osobę z problemem. No bo kto przy
zdrowych zmysłach mówi sam do siebie w miejscu publicznym? Chyba
tylko panna Mollow.
Co się z nią
stało, gdzie jest? Świadomość, że coś mogło się jej stać
przyprawiała mnie o nieprzyjemne dreszcze. Nie dość, że straciłam
rodziców, to jeszcze... nie! Nic się jej nie stało, zaraz zadzwoni
do mnie mówiąc, że spóźniła się na autobus i zapomniała, że
miała wyciszony telefon i po prostu nie słyszała, jak próbuję
się do niej dodzwonić. Mam nadzieję...
***
Minął tydzień.
Wczoraj odbył się pogrzeb rodziców. Przyszło wiele osób,
niektórych nigdy w życiu nie widziałam. A co bardzo mnie zdziwiło?
Że każda z nich, przy składaniu mi kondolencji, miała łzy w
oczach, i za wszelką cenę próbowała to ukryć. Kiedy pytałam,
czemu wstydzą się płakać, mówili : „Katherine i Adam nie
lubili jak ktoś płacze. A szczególnie z ich powodu. Woleli
patrzeć, jak wywołują uśmiech na twarzach znajomych. Tłumaczyli,
że to sprawia im niezwykłą radość, bo najlepszym sposobem
udowodnienia komuś, że zależy mu na ich szczęściu, jest
wywołanie u nich uśmiechu.” Bardzo wzruszały mnie te słowa,
sprawiały, że łzy same spływały po policzkach. Gdyby tu byli,
krzyczeliby na mnie , że płaczę i kazaliby się uśmiechnąć, a
gdybym tego nie zrobiła, zakazaliby mi wychodzić z domu...
Byli cudownymi
rodzicami, lepszych nie mogłam sobie wymarzyć. To właśnie dlatego
tak bardzo to przeżyłam i nadal przeżywam. Gdy przyszedł moment
zakopania ich trumny, nie wytrzymałam, zrobiło mi się słabo,
gdybym nie przytrzymała się dziadka, leżałabym zapewne na
twardej, zimnej ziemi.
A co tego dnia
zraniło mnie najbardziej? Elizabeth. Nie przyszła. Nie było jej.
Tak po prostu, zostawiła mnie. Samą. Nawet nie zadzwoniła, nie
napisała durnego sms-a. To tak bardzo zabolało. Myślałam, że
jesteśmy przyjaciółkami na dobre i na złe, jednak okazało się,
że to były błędne myśli. Nie rozumiałam dlaczego zostawiła
mnie samą. Miała dość tego, kim się stałam? Zimną,
bezuczuciową dziewczynką, która po śmierci jej ukochanych
rodziców, zamknęła się w sobie i nic jej nie obchodziło.
Możliwe. Ale mogła powiedzieć, wtedy wiedziałabym na czym stoję,
próbowałabym się zmienić. Nie cierpiałabym tak bardzo, jak
wczoraj, kiedy nie zobaczyłam jej na pogrzebie rodziców. A ona po
prostu odeszła, wtedy, gdy najbardziej jej potrzebowałam, gdy mój
świat runął.
W zasadzie mogłam
się tego spodziewać. Nie dawała znaku życia już tydzień. Od
dnia, w którym czekałam na nią na przystanku, próbowałam się do
niej dodzwonić i wysyłałam milion sms-ów, ma wyłączony telefon.
To boli. Bardzo.
***
Siedziałam właśnie
na ławeczce, na cmentarzu, przy grobie moich rodziców i jak co
dzień zdawałam im relacje z dnia.
- Obiecuję, że
postaram się być silna, choć w zasadzie nie mam dla kogo. Wy
odeszliście, a Elizabeth zostawiła mnie.. Ale wiem, że nadal
jesteście ze mną i wysyłacie mi dobre fluidy, czuję was. Będę
się chyba zbierać, robi się ciemno, a wiecie, że ja nie lubię
chodzić po zmroku. Kocham was. Tak bardzo żałuję, że nigdy nie
powiedziałam wam tego, jak dużo dla mnie znaczycie i jak bardzo
was potrzebuję pomimo tego, że czasem zachowywałam się jakby
było odwrotnie. - łzy zaczęły mi spływać po bladych
policzkach, a głos się załamał. - Przepraszam. - szepnęłam
jeszcze, i już miałam odchodzić, gdy usłyszałam znajomy głos.
- Oni na pewno to
wiedzieli, Bell. - powiedziała nieśmiało patrząc mi w oczy.
- Nie nazywaj mnie
tak. Mogła to robić tylko moja przyjaciółka, którą już nie
jesteś. - powiedziałam oschle.
- Przepraszam. -
wyszeptała. - Wiem, że zachowałam się źle, ale...
- Źle to się można
ubrać, ty się zachowałaś, jak bezduszna suka! - przerwałam jej.
- I nie ma żadnego „ale”. Z resztą, nieważne, w stosunku do
mnie zachowuj się jak chcesz, szczerze powiedziawszy już mnie to
nie obchodzi, ale nie potrafię zrozumieć, czemu nie było cię na
pogrzebie? - spytałam.
- Ja... ja byłam
wtedy... - głos jej się załamał.
- No gdzie? Nie
wciskaj mi tylko, że u swojej ciotki, bo tak się składa,
dzwoniłam do niej, i wiesz co mi powiedziała? Że szanownej panny
Elizabeth nie było u niej w tym miesiącu ani razu ! - krzyknęłam.
- Byłam z
chłopakiem... W Hiszpanii. Zabrał mnie tam na tydzień, to miał
być taki wakacyjny wyjazd. - mówiła uśmiechając się pod nosem.
- Świetnie! Ja
przeżywałam piekło, a ty sobie wyjechałaś do Hiszpanii ze swoim
kochasiem, o którym istnieniu nawet nie wiem! Mogłaś powiedzieć,
zrozumiałabym! Ale nie, lepiej wyjechać bez słowa! Ani cześć,
ani pocałuj mnie w dupę, nic! - nie wytrzymałam. Krzyczałam
jednocześnie dławiąc się łzami, które już od jakiegoś czasu
spływały po moich policzkach.
- Nie zwalaj
wszystkiego na mnie, Isabell. Ty też się zmieniłaś.
- Cholera, ja
straciłam rodziców, całe życie mi się zawaliło, a ty o
wszystko obwiniasz mnie?! - wybuchnęłam. - I ty się nazywałaś
moją przyjaciółką?! Nie wiem, co ten koleś ci zrobił, ale to
nie jest już stara Elizabeth.
- Przestań! - po raz
pierwszy podniosła ton głosu. - Zrobiłam źle, to prawda, ale
myślałam, ze zrozumiesz, ja się po prostu zakochałam! On mnie
uszczęśliwia!
- Rozumiem! Ale
kurde, ja tak bardzo cię potrzebowałam! Zawsze byłam z tobą
pomagałam ci, pocieszałam cię, a gdy ja potrzebuję cię ten
jeden jedyny raz ty znikasz i do tego mnie okłamujesz?! Myślałam,
ze mogę na ciebie liczyć, że jesteś moją najlepszą
przyjaciółką, ufałam ci! A ty miałaś mnie w dupie, a co gorsza
totalnie olałaś moich rodziców, na których wsparcie zawsze
mogłaś liczyć! Wolałaś się wygrzewać w gorącej Hiszpanii niż
należycie ich pożegnać! Nie poznaję cię! - krzyczałam, nie zważając na to, jak bardzo ją
ranię. Siedziała skulona na ławce, z głową schowaną między
dłonie, a gdy zrozumiałą że skończyłam mówić podniosła ją
i wyszeptała tylko :
- Przepraszam. Bell,
proszę daj mi wytłumaczyć.
- Po pierwsze,
powiedziałam ci , ze nie masz prawa mnie tak nazywać. Po drugie, w
dupie mam twoje wytłumaczenie i nigdy, powtarzam, nigdy nie wybaczę
ci tego co zrobiłaś. Straciłam do ciebie cały szacunek i
zaufanie, i nic nie jest w stanie tego odbudować. Zniszczyłaś
naszą magiczną więź. I po trzecie. Nie mam już siły ani ochoty
się z tobą kłócić, bo i tak żadna z nas nie wygra.
Spieprzyłyśmy wszystko, nasza przyjaźń już nie istnieje.
Zakończmy to wszystko, zachowujmy się tak, jakbyśmy się nie
znały, jakby nigdy nic nas nie łączyło. Jesteśmy obcymi sobie
ludźmi. Mogę ci obiecać, że już nigdy mnie nie zobaczysz.
Żegnam. - powiedziałam nieco spokojniej, tym samym sprawiając, że
łzy znów zaczęły spływać po mojej twarzy.
- Isabell... -
usłyszałam wyraźną nutkę desperacji w jej głosie. Chyba
dopiero teraz zrozumiała powagę sytuacji. Nie wiem, czego się
spodziewała. Może tego, że rzucę się jej w ramiona i tak po
prostu zapomnę o tych nieszczęsnych siedmiu dniach, przez które
moje życie zmieniło się o 360 stopni? Naiwna...
- Żegnaj.
***
Czym zawiniłam ? Co
zrobiłam nie tak ? Dlaczego musiał spotkać mnie taki, a nie inny
los ? Po co jeszcze żyję, przecież nie mam już nikogo. Nikogo,
komu zależałoby na mojej obecności. Nie mam już siły nawet
płakać. Oddychanie sprawiało mi ból, męczyłam się. Z drugiej
strony nie potrafiłabym się zabić. Jestem zbyt słaba, boję się.
***
Dotarłam do domu w
niecałe 15 minut. Z prędkością godną podziwu popędziłam do
swojego pokoju, tłukąc przy tym mój ulubiony wazon. Wyciągnęłam
walizki i zaczęłam się pakować. Wrzucałam wszystkie swoje
ubrania, pamiątki, zdjęcia. Nie mogłam zostać w tym domu,
mieście, za dużo wycierpiałam. Pakowanie zajęło mi 30 minut.
Całe swoje życie
wepchnęłam do dwóch walizek w niecałe pół godziny...
Nie zastanawiając
się długo, wzięłam pieniądze, bagaż i zamówiłam taksówkę,
która zjawiła się po kilku chwilach. Bardzo miły , straszy pan
pomógł mi włożyć walizki do bagażnika i zapytał o kierunek.
- Lotnisko. -
powiedziałam, po czym zaczęłam zastanawiać się czy dobrze
robię. Czy warto zostawiać to wszystko i zaczynać wszystko od
nowa. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos taksówkarza.
- Jeśli można,
gdzie się panienka wybiera? - zapytał.
- Szczerze mówiąc,
nie wiem. Zobaczymy. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie
wiedziałam, jaki jest cel mojej podróży. - Chcę po prostu uciec
od problemów, odpocząć. Każde miejsce jest dobre, tylko nie Nowy
Jork. Za dużo tu przeszłam. - powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Od problemów nie
należny uciekać, trzeba stawiać im czoła. - zaśmiałam się
cicho, a taksówkarz spojrzał na mnie z pytającą miną.
- Jakbym słyszała
siebie niecałe dwa tygodnie temu. - powiedziałam bardziej do
siebie, niż do niego. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
***
Stałam przed
rozkładem odlotów i zastanawiałam się dokąd mam się udać,
gdzie chce mieszkać, żyć, znaleźć przyjaciół, może nawet
miłość. Miałam mało czasu, a to była dość ważna decyzja. W
końcu zdecydowałam się.
- Bilet do Londynu. -
zapłaciłam, po czym udałam się na odprawę. Po 40 minutach
siedziałam na pokładzie samolotu, aby wraz z jego startem zacząć
nowe życie.
***
- Londynie,
przybywam. - wyszeptałam cicho, po czym udałam się w objęcia
Morfeusza.
~*~
Jeeeeju, ale was kocham !
12 komentarzy, ponad 200 wyświetleń bloga i uwaga uwaga : 1 OBSERWUJĄCY !! :D
Tak bardzo bardzo bardzo wam dziękuję za to wszystko. :*
Jesteście najlepsi. :D
Nawet nie wiecie, jaką radość mi tym sprawiacie. ♥
Jeszcze raz BARDZO DZIĘKUJĘ wszystkim. :*
Następny rozdział pojawi się najprawdopodobniej we środę lub w czwartek. :)
Zachęcam do komentowania i krytykowania moich wypocin. xd :3
Ev.
No cóż nic dodać nic ująć , to jest boskie , masz talent <3
OdpowiedzUsuńJuż po przeczytaniu prologu wiedziałam, że to będzie coś, ale nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji...
OdpowiedzUsuńKobieto, mam łzy w oczach.
Nie wiem ile książek musiałabym się naczytać,żeby pisać tak jak ty, ale jednego jestem pewna - Masz talent i nie zmarnuj tego :*
OMG !
OdpowiedzUsuńJa nie wiem co napisać.
Po tym moje słownictwo ograniczyło się do minimum.
Mega, Zajebisty, cudowny, wspaniały i mogę tak wymieniać dalej.
Masz ogromny talent i wiesz, jak kiedyś wydasz książkę, to ja ją chętnie kupię :**
Mwahh <3
Matko.. aż brak słów...;*
OdpowiedzUsuńCudo , po prostu *.*
Zapraszam, dopiero zaczynam :D
http://everythingaboutyou-od.blogspot.com/
Wow,mocne !
OdpowiedzUsuńRozdziały napisane w specyficznym klimacie i stylu. Naprawdę mi się podoba.
Ja chyba na miejscu głównej bohaterki rozszarpałabym tą jej 'przyjaciółeczke' bez kitu -.-
Jestem ciekawa co czeka ją w Londynie, mam nadzieje, że źle nie będzie ;)
Zgadzam się takie jak Elizabeth powinni rzucać rozwścieczonym lwom na pożarcie
Usuń