środa, 23 stycznia 2013

Chapter Second [seventeenth].


***

           Często wątpimy w wydarzenia, jesteśmy wręcz pewni, że niektóre nie mogą się stać, że nie mają do tego prawa. Jednak zdarza się, że życie robi nam na złość i dzieją się najmniej przewidywane rzeczy. Spotykamy osobą, której nie chcieliśmy już nigdy zobaczyć, tracimy przyjaciół, zakochujemy się. I co wtedy? Jak mamy sobie z tym poradzić? Jak mamy funkcjonować, by się nie załamać i w dodatku wysilić się na uśmiech? Co mamy zrobić, by nie zwątpić w dobro?


16 października.
Chłopak najwyraźniej był niemniej zaskoczony ode mnie. W jego oczach wyraźnie można było zobaczyć zaskoczenie, ból, złość, radość, smutek. Wyglądał jak mieszanina wszystkich uczuć, z resztą ja również. Z jednej strony bałam się jego reakcji, ale z drugiej cieszyłam się jak dziecko, że mogę go zobaczyć. Była też złość. Złość na samą siebie za zbyt duże przywiązywanie się do ludzi.
- Bell? - na samo wspomnienie tego zdrobnienia przez moje ciało przeszło tysiące nieprzyjemnych dreszczy, a przed oczami pojawiły się obrazy sprzed roku. - Bell. - powtórzył chłopak, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że stoi przed nim jego była przyjaciółka. - Nie wierzę. Wreszcie jesteś, wreszcie cię znaleźliśmy. - szeptał, a ja nie mogłam wydusić z siebie słowa.
- Nie znaleźliście. - wychrypiałam, gdy już odzyskałam głos, a ten spojrzał na mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Jak to? Przecież tu stoisz! - był wyraźnie zniecierpliwiony.
- Stoi przed tobą zupełnie inna dziewczyna, która od uzależniła się od was i próbuje żyć tak, jak przed poznaniem ciebie i chłopaków. Więc nie utrudniaj mi tego, wyjdź i zapomnij o tej sytuacji. I najlepiej by było, gdybyś nie mówił reszcie, że mnie widziałeś. - powiedziałam prawie niesłyszalnie, ale i tak dobrze wiedziałam, że dotarł do niego sens moich słów, bo już po chwili na jego twarzy wymalowała się bardzo dobrze widoczna złość.
- Czy ty się słyszysz? - zapytał ostro. - Mam im nie mówić, że rozmawiałem z dziewczyną, której przez ostatni rok szukaliśmy dosłownie wszędzie?! - próbował opanować emocje, choć nie bardzo mu to wychodziło. A ja stałam i patrzyłam się obojętnie na jego twarz, która była już czerwona ze złości, i udawałam, że wcale nie przejmuję się jego słowami, ale tak naprawdę powstrzymywałam się od wybuchnięcia płaczem. - Nie masz pojęcia co przeżywaliśmy! Z resztą, my to pikuś w porównaniu do Harrego! Wiesz ile on się nacierpiał?! Nie! Więc nie mów, że...
- Skończ wrzeszczeć, tu są ludzie. - wcięła się Eleanor, która od początku przysłuchiwała się naszej rozmowie i szczerze mówiąc nie wyglądała na bardzo zaskoczoną. - Jak chcecie na siebie krzyczeć, to róbcie to na zewnątrz.
- Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, kim ta dziewczyna kiedyś dla mnie i chłopaków była?! - Louis gotował się ze złości, a El przybrała całkiem obojętny, a nawet znudzony, wyraz twarzy.
- Znam tą historię. Zaprzyjaźniliście się, John umarł, ona was zostawiła. - powiedziała, a my zamarliśmy. Nigdy nie opowiadałam jej tego, nie mam pojęcia skąd wiedziała. - No i co z tego? - kontynuowała. - To jej życie i jej decyzja. Podjęła ją i nie masz prawa teraz się na nią drzeć. Nie przeżyłeś tego co ona, nie wiesz co czuje.
- Ona też nie wie, co my czuliśmy i jakoś ją to nie obchodzi. - powiedział marchewkowy najbardziej oschłym tonem, jaki kiedykolwiek słyszałam.
- Przestańcie. Ja wszystko słyszę. - wtrąciłam, gdy Eleanor już otwierała buzię, by coś powiedzieć. - A nie mam ochoty na uczestniczenie w waszych kłótniach. - oznajmiłam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z kawiarni. Udałam się w stronę domu nie pozwalając łzom, które już gromadziły się pod moimi powiekami, spłynąć po zaróżowionych policzkach. Nie mogłam okazywać słabości, nie teraz, kiedy wiem, że którykolwiek z nich mógłby znów zobaczyć mnie, moje łzy, moją słabość. Myślałam, naprawdę wierzyłam, że zdążyłam się z nich wyleczyć, uodpornić się. Ale teraz czułam tak ogromną potrzebę dotknięcia któregoś z nich, powąchania ich perfum, poczucia bezpieczeństwa, kiedy tylko znajdowali się przy mnie.
Szłam przez park wsłuchując się w śpiew ptaków i szum drzew. Wszystko było takie spokojne, piękne. Nikt się nie spieszył, nikt nie przejmował się życiem. Nikt nie płakał. Ludzie sprawiali wrażenie wolnych, szczęśliwych, zadowolonych.
Serce przyśpieszyło, a oddech stał się nierównomierny, gdy oczy dostrzegły wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka z brązowymi loczkami, który szybko oddalał się ode mnie. To był impuls, dosłownie jedna chwila. Zaczęłam biec, krzycząc imię, które nosi on. Osoba, którą kochałam, uwielbiałam. Którą zostawiłam. Chłopak po długim nawoływaniu odwrócił się, a moje serce jakby umarło, przestało bić, gdy okazało się, że to nie on. Nie Harry. Nie chłopak z zielonymi, hipnotyzującymi tęczówkami, które tak bardzo pragnęłam teraz zobaczyć i w głowie próbowałam przywołać ich obraz, ale zupełnie nic się nie pojawiło. Była tylko pustka.

***

Już którąś godzinę z kolei siedziałam na jednej z wąskich, niewygodnych ławek w parku. Słońce zaszło, a na ciemnym niebie stopniowo pojawiało się tysiące gwiazd, które tej nocy wyjątkowo jasno lśniły. Wpatrywałam się w nie i myślałam o tym, co będzie dalej.
- John, wiem, że mnie słyszysz, że jesteś teraz obok mnie. - szeptałam. - Nie radze sobie, totalnie sobie nie radzę. Wszystko jest nie tak, jak powinno być. Co mam zrobić? Pomóż mi. Nie mogę przestać o nich myśleć, brakuje mi ich. Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi wujku, najlepszymi. Nie wiem... nie mogę... - płakałam. - Przecież obiecywałeś, że mnie nie opuścisz, że nie odejdziesz. Nie dotrzymałeś słowa... Zostawiłeś mnie... Wszyscy mnie zostawiliście. Potrzebuję was. Tak bardzo was potrzebuję. - po moich policzkach spływało dziesiątki łez, które starałam się szybko ocierać, co i tak nic nie dawało, bo na ich miejscu pojawiały się nowe. - Wróćcie. - wyszeptałam po raz ostatni i udałam się w kierunku domu, aby położyć się do łóżka i jak najszybciej skończyć ten, naprawdę nieudany, dzień.

20 października.
Za godzinę przy fontannie.” Taki właśnie sms, którego nadawcą była oczywiście Eleanor, wybudził mnie ze spokojnego snu. Już od kilku dni nie wychodziłam z domu, nie chodziłam nawet do pracy. Przypuszczam, że powodem, dzięki któremu mogę kawiarenkę nazwać pracą jest zasługą tylko i wyłącznie El pracującej na dwie zmiany. Byłam jej winna to spotkanie, muszę z nią porozmawiać, wszystko wytłumaczyć. Ostatnie kilkadziesiąt godzin spędziłam na ciągłym płaczu spowodowanego ogromną bezsilnością. Tak, byłam bezsilna. Nie mogłam nic na to poradzić. Ale szczerze? Nawet nie próbowałam.
Wstałam z wygodnego łózka, aby zaraz po spojrzeniu w lustro przeżyć szok. Wyglądałam... strasznie. Moją bladą, zmęczoną twarz doskonale dopełniały czerwone, podpuchnięte oczy i wyraźne ślady po łzach na policzkach. Czułam, jakbym cofnęła się w czasie i właśnie stała przed lustrem w domu Johna. Ale była jedna, duża różnica. Wtedy miałam siłę, by walczyć, by coś ze sobą zrobić. A teraz? Teraz ta siła zniknęła, wyparowała nie zostawiając po sobie nawet najdrobniejszego śladu. Jakby nigdy jej nie było. A może... może naprawdę nie było?
Znów znalazłam się w parku i znów podążałam tymi samymi alejkami, by tylko zdążyć dotrzeć pod fontannę na czas. Zależało mi na tym, żeby się nie spóźnić. Chciałam mieć to spotkanie z głowy i jak najszybciej się da wrócić do ciepłego łóżka, aby tonąć w nim w swoich własnych łzach. Już po kilku następnych metrach ujrzałam drobną szatynkę, chodzącą nerwowo w to i z powrotem i przygryzając wargę, co raczej nie wróżyło nic dobrego.
Isa! - rzuciła mi się w ramiona, gdy tylko mnie zobaczyła. - Tak się o ciebie martwiłam! Jak się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej.
- Mi również miło cię widzieć, El. - wysiliłam się na uśmiech, co raczej nie wyszło mi dobrze.
- Właśnie widzę... - westchnęła. - Obiecaj, że mnie nie znienawidzisz. - powiedziała nagle po chwili milczenia.
- Co? - zapytałam zupełnie rozkojarzona dziwnym zachowaniem przyjaciółki.
- Obiecaj, że bez względu na to, co się stanie nie znienawidzisz mnie. Isabell, proszę.
- Obiecuję. - odpowiedziałam, a szatynka wyminęła mnie i podeszła w stronę zmierzającego w naszym kierunku chłopaka, z kapturem na głowie oraz ciemnymi okularami na nosie i zaczęła szeptać mu coś na ucho, a ten tylko się uśmiechnął i zaczął iść w moim kierunku. Czemu nie uciekłam, skoro doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, kim jest? Nie wiem. Może to przez ogromną tęsknotę? Albo głupotę... Łzy, już kolejny raz tego dnia, zaczęły cieknąć po moich policzkach. Jestem żałosna. Najpierw unikam ich jak ognia, nie wychodzę z domu, a teraz stoję sobie i z niecierpliwością czekam na usłyszenie jego głosu. ,,Weź się w garść dziewczyno, weź się w garść."
- Ścięłaś włosy. - zaczął chłopak po długiej ciszy.
- Dlaczego nie nawrzeszczysz na mnie za to, że zniknęłam, że nie liczyłam się z waszymi uczuciami, że was zraniłam? Dlaczego? - wychrypiałam.
- Ponieważ, Bell, cholernie mocno za tobą tęskniłem i nie mam ochoty psuć pierwszego spotkania od roku krzykami i pretensjami. Byłaś, i zawsze będziesz, moją najlepszą przyjaciółką, bez względu na to, co się wydarzy, rozumiesz? Bolało mnie to, że nic nie powiedziałaś, nie uprzedziłaś, nie dałaś znaku życia. Że pozwoliłaś mi zwątpić w naszą przyjaźń. Ale wiesz co niedawno sobie uświadomiłem i myślę, że ty czujesz to samo? Bez względu na wszystko nasza pojebana, ale wyjątkowa przyjaźń trwa i nigdy się nie skończy, niezależnie od tego, jak daleko od siebie będziemy i jak długo się nie zobaczymy, nie usłyszymy. Na początku próbowałem się z ciebie wyleczyć, ale zrozumiałem, że to i tak nie ma sensu. Miałem nadzieję, cholernie ogromną nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, choć przez chwilę. A gdy kilkanaście dni temu zobaczyłem cię na tej ulicy, choć szybko uciekłaś, wiedziałem, że to moja totalnie odjechana, najlepsza przyjaciółka, którą próbowaliśmy znaleźć rok, a okazało się, że to ona znalazła nas. I gdy patrzyłem jak szybko się wtedy oddalasz obiecałem sobie, że choćby to miało zaszkodzić naszej reputacji znajdę cię i powiem ci to wszystko, co właśnie mówię. Wiem, że możesz nie chcieć mieć ze mną do czynienia, że teraz mogę ci być zupełnie obojętny, ale zostawiłaś we mnie cząstkę siebie, która za nic nie chce zginąć. - powiedział, a ja rzuciłam mu się w ramiona i zaczęłam jeszcze żałośniej płakać. Czułam się bezpiecznie, bardzo bezpiecznie. Byłam szczęśliwa. Odzyskałam najlepszego przyjaciela. Nic nie było w stanie zniszczyć mojej radości. Znów go dotykałam, znów czułam zapach jego, czasami duszących, perfum. Uśmiechnęłam się do Eleanor, która obserwowała nas z odległości kilku metrów, a ta natychmiast go odwzajemniła. Jeszcze bardziej wtuliłam się w chłopaka i wyszeptałam tylko:
- Ja też za tobą tęskniłam, Zayn.


***
Hej kochane! <3
Przybywam do Was z następnym rozdziałem, mam nadzieję, że jesteście zadowolone. :D
Chciałabym Wam powiedzieć, że mam ferie, więc rozdziały będą się pojawiać trochę rzadziej :)
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. :>
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! ♥
Do napisania niedługo. :D

Evil.

7 komentarzy:

  1. Omg! Świetny! *_* Już nie mogę się doczekać kiedy Bell spotka się z Harry'm. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawe jak Hazza zaeaguje ;D
    rozdział poprostu ŚWietnY <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze świetne, już nie mam pomysłu na komentarze. Liczę na więcej łez w następnym rozdziale, mimo że to idiotyczne.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwwww ! *_* Po prostu sram !!! <3 Ja nie mogę ! Super , super i jeszcze raz super !!! Ciekawe co z Harrym .. : ) Szybko pisz nn bo już nie mogę się doczekać ! <3 <3 <3 xd
    Całuję , ściskam i pozdrawiam : Kaśka . xoxo <3 : ) ; dd

    OdpowiedzUsuń
  5. Boskości moje ! Normalnie brak mi słów. Doskonale wiesz, że kocham każde słowo, które napiszesz. Jak widzę, że dodałaś rozdział to radość się we mnie gotuje, a czytam go z takim zaciekawieniem, że nie wiem co się dzieje dookoła mnie. Jakbym się odcięła od świata i wkroczyła w twoje myśli, które przelewasz na bloga ;) Stworzyłaś coś niesamowitego, coś co warto przeczytać. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, świetny rozdział. Czytam to opowiadanie dzisiaj i strasznie mnie wciągnęło. A jak zareaguję Hazza? Teraz to pytanie będzie mnie męczyć, bo jestem bardzo ciekawa. Naprawdę świetnie piszesz, gratuluję pomysłu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział!!!
    O Boże nie mogę się doczekać jej spotkania z Harrym!
    Mam nadzieję, że Harry jej wybaczy, bo czego nie robi się z miłości ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy