Nie chcę być widziany,
Nie chcę być bez ciebie.
***
Każdy koniec jest
początkiem czegoś nowego. Każdy początek zwiastuje koniec. Nasze
życie składa się wyłącznie z początków i końców. To błędne
koło. Po co się starać? Po co próbować? Dlaczego ma nam zależeć,
skoro dobrze wiemy, że ten stan nie będzie trwał wiecznie? Nie
oszukujmy się. Prędzej czy później jakieś wydarzenie będzie
jednocześnie końcem, a my zaczniemy od nowa. Zaczniemy pisać nową historię.
15 października.
8 7656, 81277
godzin. 365 dni. 12 miesięcy. Rok.
Rok bez Harrego,
Zayna, Louisa, Liama i Nialla. Rok bez One Direction. Rok bez
najlepszych przyjaciół.
Zaraz po opuszczeniu
ich domu wyjechałam do dziadków. Teraz, gdy zmarli, jestem znowu w
Nowym Jorku. W mieście, którego postanowiłam już nigdy nie
odwiedzić. W domu, który obudził we mnie tyle wspomnień.
Daję radę. Na
początku było źle, bardzo źle. Nie jadłam, nie rozmawiałam z
nikim, całe dnie spędzałam w pokoju leżąc na łóżku i
słuchając muzyki, która stała się moją nową, jedyną,
niezastąpioną przyjaciółką. Chłopcy próbowali się ze mną
kontaktować. Pisali na Twitterze, dzwonili na numer moich dziadków,
ale na brak jakiejkolwiek odpowiedzi z mojej strony po prostu
przestali. Tęskniłam. Cholernie mocno tęskniłam. Nie było dnia,
w którym nie myślałabym o nich. Ale teraz nie czuję już nic.
Jest we mnie ogromna pustka. Zero smutku, bólu, ale też szczęścia,
uśmiechu. Wszystko wyparowało, zniknęło. Zmieniłam się. Moje
kiedyś długie, blond loki sięgają teraz zaledwie do obojczyków i
mają o kilka tonów ciemniejszą barwę. Oczy nie błyszczą już
tak jak dawniej, są szare, matowe, bez wyrazu. Brakuje mi ich
niebieskiego koloru i iskierek, które pojawiały się, gdy tylko w
pobliżu zjawiał się któryś z chłopaków.
Wyleczyłam się z
nich. Długo to trwało, ale dałam radę. Przez kilka pierwszych
miesięcy widziałam ich w każdym przechodniu, czułam na sobie ich
dotyk, zapach. Wszystko przypominało mi o ich istnieniu. Nie mogłam
się od nich uwolnić. Na szczęście to minęło i teraz mogę w
miarę normalnie funkcjonować.
***
Już od pewnego
czasu po internecie krążą plotki o tym, że One Direction ma
niedługo koncert w Nowym Jorku. Na początku nie wierzyłam w to,
nie chciałam wierzyć, ale gdy dwa dni temu, na ulicy zobaczyłam
mulata, który najprawdopodobniej był moim przyjacielem sprzed roku
i chłopaka w loczkach trzymającego w ręku smycz, do której
przypięty został, już dużo większy, pies, dotarło do mnie, że
plotki, tylko najprawdziwsze fakty.
Wszystko wróciło.
Każdy uśmiech, każda łza, każdy dotyk, każdy pocałunek, każde
słowo, każde wydarzenie, każda chwila. W mojej głowie pojawiały
się obrazy, o których przez ten rok próbowałam zapomnieć.
Wmawiałam sobie, że to nie musieli być oni, że to mógł być
ktoś inny, ale szybko wybiłam sobie tą myśl z głowy. „Wszystko
będzie dobrze Isabell, Nowy Jork to ogromne miasto, jest naprawdę
mała szansa na to, że jeszcze kiedykolwiek ich zobaczysz...”
16 października.
Przemierzałam
szybko wąskie, zatłoczone chodniki Nowego Jorku przeklinając w
myślach chęć porannego spacerku do pracy. W jednym ręku trzymałam
kawę ze Starbucksa, która, przez kilka ostatnich miesięcy, stała
się niezbędnym punktem na mojej liście porannych rzeczy do
zrobienia, a w drugim nadgryzionego pączka ze smakowicie
wyglądającą, różową polewą i wiórkami kokosowymi, który,
ostatnimi czasy, zastępował moje śniadanie. Doskonale zdawałam
sobie sprawę z tego, że to niezdrowe, ale nie miałam czasu jeść
w domu z jednego, prostego powodu – jestem niesamowitym śpiochem i
nie umiem się zmusić do wcześniejszego wstawania, nawet jeżeli w
grę wchodzi jedynie kilka minut. Każdego dnia żałowałam, ale i
tak codziennie konieczne było pokonywanie, stosunkowo krótkiej,
drogi do pracy praktycznie biegnąc. Jedynym tego plusem była
znaczna poprawa mojej kondycji.
Przechodziłam przez
czarno-białe pasy dzielące mnie od celu mojej wyprawy. Lekko
pchnęłam drzwi ze sporym napisem „Zapraszamy”, aby po chwili
poczuć ten specyficzny zapach kawy z mlekiem i ciasta malinowego.
Gdy tylko moje oczy dostrzegły drobną osóbkę siedzącą za ladą
i przeglądającą, zapewne któryś z kolei, magazyn o modzie, na
mojej twarzy pojawił się radosny grymas. Dziewczyna usłyszawszy
dźwięk dzwoneczka, który informował o przybyciu klienta,
wychyliła nos zza gazety, by po chwili odwzajemnić uśmiech.
- No, no, Isa, jestem
w szoku. Tylko trzy minuty spóźnienia. - powiedziała, wcześniej
zerkając na duży zegarek wiszący na jednej ze ścian.
- Starałam się. -
podeszłam do niej i czule musnęłam jej zaróżowiony policzek.
Była jedną z najbardziej wrażliwych i delikatnych osób, które
kiedykolwiek poznałam. Spotkało ją wiele niesprawiedliwych
rzeczy, ale za wszelką cenę nie daje tego po sobie poznać. W jej
życiu nie ma czasu na smutek czy łzy, chyba że te szczęśliwe.
Jest wzorową optymistką, potrafi kochać za nas obie. Od momentu
mojego powrotu do miasta bardzo się ze sobą zżyłyśmy,
zaprzyjaźniłyśmy. Była młoda, a pomimo to już ciążył na
niej obowiązek wychowywania rocznego dziecka, które oczywiście
nie było planowane. W dodatku utrzymywała je sama, ze względu na
rozstanie z jego ojcem, który, jak mi opowiadała, dużo podróżuje
i w jego życiu nie ma miejsca na dziecko. Tak więc rozstała się
z nim, uprzednio nie informując go o tym, że jest w ciąży.
Dopiero kilka dni temu postanowiła się z nim spotkać i wszystko
wyjaśnić, a miała do tego świetną okazję, bo, z tego co mówiła,
aktualnie przybywał w Nowym Jorku. Nigdy nie opowiadała mi o ojcu
małej Melanie. Wiem, że to nie był jeden z łatwiejszych tematów
dotyczących jej życia, więc nie nalegałam. Stwierdziłam, że
jak będzie chciała, to sama mi o wszystkim powie.
- Muszę lecieć.
Skoczę do domu, żeby się przebrać i idę na spotkanie z ojcem
Melanie. - mówiła, a ja wiedziałam, że się stresuje. No bo w
końcu kto po roku nieobecności chciałby się spotkać z osobą,
która kiedyś była ważną częścią życia i do tego oznajmić
jej, że ma dziecko?
- Możesz mi podrzucić małą, będziecie mieli więcej luzu. - uśmiechnęłam się
pokrzepiająco, co szatynka z trudem odwzajemniła.
- Spadłaś mi z
nieba, dziewczyno. - wyraźnie odetchnęła. - Dobrze, że
zaproponowałaś, bo samej głupio by mi było cię o to prosić.
- Daj spokój, dobrze
wiesz, że uwielbiam twojego aniołka. I w dodatku poznam jej tatę!
- puściłam dziewczynie oczko, na co obie się zaśmiałyśmy. -
Leć, bo się spóźnisz. - drugi raz tego dnia musnęłam jej
policzek i wzięłam się za obsługiwanie klientów, którzy byli trochę zniecierpliwieni. W „Raspberry
Paradise” pracowałam już dobre cztery
miesiące i szczerze mówiąc kochałam to zajęcie. Miałam okazję
poznać wspaniałych ludzi, a cały wystrój pomieszczenia był
niesamowity, co dodatkowo umilało przebywanie w kawiarni. Ściany
miały soczyście malinową barwę, oprócz jednej, karmelowej, na
której wisiały czarno-białe fotografie ze sławnymi
osobistościami odwiedzającymi lokal. Świeczniki i piękne obrusy
zdobiły dość duże stoliki, a piękne firanki przysłaniały spore okna, które dostarczały wystarczającą ilość światła, więc
nie było potrzeby by jarzeniówki ciągle się paliły. W powietrzu
unosił się cudowny zapach, który sam z siebie powodował, że
ludzie robili się głodni.
Usłyszałam
charakterystyczny dźwięk obwieszczający o przybyciu klienta, ale
akurat byłam w trakcie czytania niezwykle interesującego artykułu
w gazecie pozostawionej przez moją przyjaciółkę.
- Co podać? -
zapytałam nie wychylając głowy zza magazynu.
- Bell? - usłyszałam
głos, którego tak bardzo nie chciałam znać. Podniosłam głowę,
a na widok tej twarzy w moich oczach pojawiły się łzy.
- Czemu zawsze
musicie się zjawiać wtedy, gdy zdążę poukładać sobie wszystko
i zacząć normalnie funkcjonować? - wyszeptałam. - Było już tak
dobrze, a tu nagle pojawiasz się ty i niszczysz wszystko.
- Czemu stałaś się
taką ogromną egoistką? Czemu myślisz tylko o sobie? Nie wiesz co my czuliśmy! Harry przeżywał piekło, płakał po nocach, cholernie
tęsknił! Obiecałaś im że ich nie zostawisz! Że nas nie
zostawisz! - zabolały mnie te słowa, a ból był nie do
zniesienia.
- Wyjdź stąd i nie
mów chłopakom o tym, że tu pracuję, Elizabeth.
***
- Jestem! -
usłyszałam radosny głos dziewczyny. - Isa, co się stało? -
zapytała, gdy tylko zobaczyła moją bladą twarz.
- Nic, trochę źle
się poczułam, zaraz mi przejdzie. Zjadłam za dużo ciasta. -
wysiliłam się na uśmiech i żartobliwy ton, a po chwili trzymałam
w rękach malutką Melanie.
- Nakarmiłam ją,
przewinęłam, więc nie powinna sprawiać większych problemów niż
do tej pory. - zaśmiała się.
- Ona nigdy nie
sprawia problemów, to aniołeczek.
- Chyba tylko jak
śpi.
- Jak się trzymasz?
- zmieniłam temat, bo ujrzałam na twarzy dziewczyny grymas.
- Tak strasznie się
boję, Isa. - westchnęła. - Co się stanie, jeżeli on nie będzie
chciał mieć nic wspólnego ze mną i małą?
- Nie mów tak.
Musisz dać mu czas na oswojenie się z tym, że ma córkę. Pewnie
będzie w szoku, ale cię nie zostawi. Przecież nie zakochałabyś
się w jakimś draniu. - uśmiechnęłam się.
- Chciałabym mieć
do tego takie samo podejście jak ty... - szepnęła, a gdy
zobaczyła sylwetkę osoby stojącej w drzwiach jej twarz
automatycznie zrobiła się biała jak ściana. Zabrałam się za
robienie wcześniej zamówionej kawy, a do dziewczyny podszedł już
chłopak.
- Isabell. -
usłyszałam głos szatynki i podniosłam głowę, a filiżanka,
którą trzymałam w ręku, wyślizgnęła mi się z rąk i z hukiem
spadła na podłogę rozbijając się przy tym na drobne kawałeczki.
Nigdy, nigdy nie spodziewałam się zobaczyć tej twarzy, tych oczu,
tej osoby. Nie tutaj, nie dzisiaj. To niemożliwe.
- Eleanor, błagam,
powiedz, że to żart.
***
Cześć Miśki!
Wracam do was po krótkiej przerwie.
Wiem, że miał być w poniedziałek, no ale cóż. :D
Wiem, że miał być w poniedziałek, no ale cóż. :D
Nie chciałam przeciągać momentu spotkania Isabell i chłopaków, bo takie rozdziały są z reguły nudne i ciężko się je pisze.
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem. :)
Wyświetleń jest już ponad 3 tyś, i liczba z każdym dniem rośnie. :D
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, czekam na szczere opinie. :)
Aby przejść do piosenki, z której jest brany cytat należy na niego najechać i kliknąć. :)
Aby przejść do piosenki, z której jest brany cytat należy na niego najechać i kliknąć. :)
Evil.
ja to mam dar przekonywania *-*
OdpowiedzUsuńmiał być 21, jest 17 :D
trolololo, cudny, choć na początku lekko nie ogarniałam <3
Szczerze ? Nie rozumiem końcówki, ale to nic, pewnie później sobie wszystko poukładam ;) Wiesz jak za tobą tęskniłam ? Czekałam na ten rozdział i nawet zdążyłam już poobgryzać paznokcie choć nigdy tego nie robię :) Czekam na ciąg dalszy <333
OdpowiedzUsuńhttp://po-obu-stronach-lustra-1d.blogspot.com/
http://pain-and-love-1d.blogspot.com/
Także trochę nie zrozumiałam końcówki, ale to nic. Rozdział jest na prawdę fajny. Już myślałam, że będę czekać aż do 21, a tu prosze! jaka niespodzianka. :D
OdpowiedzUsuńŚwietny. Miałam łzy w oczach czytając początek, wczuwałam się w rolę głównej bohaterki. Nie wiem jak Ty to robisz, ale piszesz pięknie. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Świetny! :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się następnego. :3
Bardzo się cieszę, że piszesz drugą cześć bo robisz to niesamowicie <3
OdpowiedzUsuńPostaram się od tej pory komentować regularnie, wybacz że tego nie robiłam ale z braku czasu wpadałam tylko na chwilę ;)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D
Ta dziewczyna , która ma córkę Melanie to jest ELAONOR !? I pewnie tym ojcem jest Lou ! OMG ! Żeby wszystko było dobrze ! Pliss ! <3 Pozdrawiam i całuję : Kaśka . xoxo <3
OdpowiedzUsuń