***
Często wątpimy w
wydarzenia, jesteśmy wręcz pewni, że niektóre nie mogą się
stać, że nie mają do tego prawa. Jednak zdarza się, że życie
robi nam na złość i dzieją się najmniej przewidywane rzeczy.
Spotykamy osobą, której nie chcieliśmy już nigdy zobaczyć,
tracimy przyjaciół, zakochujemy się. I co wtedy? Jak mamy sobie z
tym poradzić? Jak mamy funkcjonować, by się nie załamać i w
dodatku wysilić się na uśmiech? Co mamy zrobić, by nie zwątpić
w dobro?
16 października.
Chłopak
najwyraźniej był niemniej zaskoczony ode mnie. W jego oczach
wyraźnie można było zobaczyć zaskoczenie, ból, złość, radość,
smutek. Wyglądał jak mieszanina wszystkich uczuć, z resztą ja
również. Z jednej strony bałam się jego reakcji, ale z drugiej
cieszyłam się jak dziecko, że mogę go zobaczyć. Była też
złość. Złość na samą siebie za zbyt duże przywiązywanie się
do ludzi.
- Bell? - na samo
wspomnienie tego zdrobnienia przez moje ciało przeszło tysiące
nieprzyjemnych dreszczy, a przed oczami pojawiły się obrazy sprzed
roku. - Bell. - powtórzył chłopak, jakby dopiero teraz uświadomił
sobie, że stoi przed nim jego była przyjaciółka. - Nie wierzę.
Wreszcie jesteś, wreszcie cię znaleźliśmy. - szeptał, a ja nie
mogłam wydusić z siebie słowa.
- Nie znaleźliście.
- wychrypiałam, gdy już odzyskałam głos, a ten spojrzał na mnie
z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Jak to? Przecież
tu stoisz! - był wyraźnie zniecierpliwiony.
- Stoi przed tobą
zupełnie inna dziewczyna, która od uzależniła się od was i
próbuje żyć tak, jak przed poznaniem ciebie i chłopaków. Więc
nie utrudniaj mi tego, wyjdź i zapomnij o tej sytuacji. I najlepiej
by było, gdybyś nie mówił reszcie, że mnie widziałeś. -
powiedziałam prawie niesłyszalnie, ale i tak dobrze wiedziałam,
że dotarł do niego sens moich słów, bo już po chwili na jego
twarzy wymalowała się bardzo dobrze widoczna złość.
- Czy ty się
słyszysz? - zapytał ostro. - Mam im nie mówić, że rozmawiałem
z dziewczyną, której przez ostatni rok szukaliśmy dosłownie
wszędzie?! - próbował opanować emocje, choć nie bardzo mu to
wychodziło. A ja stałam i patrzyłam się obojętnie na jego
twarz, która była już czerwona ze złości, i udawałam, że
wcale nie przejmuję się jego słowami, ale tak naprawdę
powstrzymywałam się od wybuchnięcia płaczem. - Nie masz pojęcia
co przeżywaliśmy! Z resztą, my to pikuś w porównaniu do
Harrego! Wiesz ile on się nacierpiał?! Nie! Więc nie mów, że...
- Skończ wrzeszczeć,
tu są ludzie. - wcięła się Eleanor, która od początku
przysłuchiwała się naszej rozmowie i szczerze mówiąc nie
wyglądała na bardzo zaskoczoną. - Jak chcecie na siebie krzyczeć,
to róbcie to na zewnątrz.
- Czy ty w ogóle
zdajesz sobie sprawę, kim ta dziewczyna kiedyś dla mnie i
chłopaków była?! - Louis gotował się ze złości, a El
przybrała całkiem obojętny, a nawet znudzony, wyraz twarzy.
- Znam tą historię.
Zaprzyjaźniliście się, John umarł, ona was zostawiła. -
powiedziała, a my zamarliśmy. Nigdy nie opowiadałam jej tego, nie
mam pojęcia skąd wiedziała. - No i co z tego? - kontynuowała. -
To jej życie i jej decyzja. Podjęła ją i nie masz prawa teraz
się na nią drzeć. Nie przeżyłeś tego co ona, nie wiesz co
czuje.
- Ona też nie wie,
co my czuliśmy i jakoś ją to nie obchodzi. - powiedział
marchewkowy najbardziej oschłym tonem, jaki kiedykolwiek słyszałam.
- Przestańcie. Ja
wszystko słyszę. - wtrąciłam, gdy Eleanor już otwierała buzię,
by coś powiedzieć. - A nie mam ochoty na uczestniczenie w waszych
kłótniach. - oznajmiłam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z
kawiarni. Udałam się w stronę domu nie pozwalając łzom, które
już gromadziły się pod moimi powiekami, spłynąć po
zaróżowionych policzkach. Nie mogłam okazywać słabości, nie
teraz, kiedy wiem, że którykolwiek z nich mógłby znów zobaczyć
mnie, moje łzy, moją słabość. Myślałam, naprawdę wierzyłam,
że zdążyłam się z nich wyleczyć, uodpornić się. Ale teraz
czułam tak ogromną potrzebę dotknięcia któregoś z nich,
powąchania ich perfum, poczucia bezpieczeństwa, kiedy tylko
znajdowali się przy mnie.
Szłam przez park
wsłuchując się w śpiew ptaków i szum drzew. Wszystko było takie
spokojne, piękne. Nikt się nie spieszył, nikt nie przejmował się
życiem. Nikt nie płakał. Ludzie sprawiali wrażenie wolnych,
szczęśliwych, zadowolonych.
Serce przyśpieszyło,
a oddech stał się nierównomierny, gdy oczy dostrzegły wysokiego,
dobrze zbudowanego chłopaka z brązowymi loczkami, który szybko
oddalał się ode mnie. To był impuls, dosłownie jedna chwila.
Zaczęłam biec, krzycząc imię, które nosi on. Osoba, którą
kochałam, uwielbiałam. Którą zostawiłam. Chłopak po długim
nawoływaniu odwrócił się, a moje serce jakby umarło, przestało
bić, gdy okazało się, że to nie on. Nie Harry. Nie chłopak z
zielonymi, hipnotyzującymi tęczówkami, które tak bardzo pragnęłam
teraz zobaczyć i w głowie próbowałam przywołać ich obraz, ale
zupełnie nic się nie pojawiło. Była tylko pustka.
***
Już którąś
godzinę z kolei siedziałam na jednej z wąskich, niewygodnych ławek
w parku. Słońce zaszło, a na ciemnym niebie stopniowo pojawiało
się tysiące gwiazd, które tej nocy wyjątkowo jasno lśniły.
Wpatrywałam się w nie i myślałam o tym, co będzie dalej.
- John, wiem, że
mnie słyszysz, że jesteś teraz obok mnie. - szeptałam. - Nie
radze sobie, totalnie sobie nie radzę. Wszystko jest nie tak, jak
powinno być. Co mam zrobić? Pomóż mi. Nie mogę przestać o nich
myśleć, brakuje mi ich. Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi
wujku, najlepszymi. Nie wiem... nie mogę... - płakałam. -
Przecież obiecywałeś, że mnie nie opuścisz, że nie odejdziesz.
Nie dotrzymałeś słowa... Zostawiłeś mnie... Wszyscy mnie
zostawiliście. Potrzebuję was. Tak bardzo was potrzebuję. - po
moich policzkach spływało dziesiątki łez, które starałam się
szybko ocierać, co i tak nic nie dawało, bo na ich miejscu
pojawiały się nowe. - Wróćcie. - wyszeptałam po raz ostatni i
udałam się w kierunku domu, aby położyć się do łóżka i jak
najszybciej skończyć ten, naprawdę nieudany, dzień.
20 października.
„Za godzinę przy
fontannie.” Taki właśnie sms, którego nadawcą była oczywiście
Eleanor, wybudził mnie ze spokojnego snu. Już od kilku dni nie
wychodziłam z domu, nie chodziłam nawet do pracy. Przypuszczam, że
powodem, dzięki któremu mogę kawiarenkę nazwać pracą jest
zasługą tylko i wyłącznie El pracującej na dwie zmiany. Byłam
jej winna to spotkanie, muszę z nią porozmawiać, wszystko
wytłumaczyć. Ostatnie kilkadziesiąt godzin spędziłam na ciągłym
płaczu spowodowanego ogromną bezsilnością. Tak, byłam bezsilna.
Nie mogłam nic na to poradzić. Ale szczerze? Nawet nie próbowałam.
Wstałam z wygodnego
łózka, aby zaraz po spojrzeniu w lustro przeżyć szok.
Wyglądałam... strasznie. Moją bladą, zmęczoną twarz doskonale
dopełniały czerwone, podpuchnięte oczy i wyraźne ślady po łzach
na policzkach. Czułam, jakbym cofnęła się w czasie i właśnie
stała przed lustrem w domu Johna. Ale była jedna, duża różnica.
Wtedy miałam siłę, by walczyć, by coś ze sobą zrobić. A teraz?
Teraz ta siła zniknęła, wyparowała nie zostawiając po sobie
nawet najdrobniejszego śladu. Jakby nigdy jej nie było. A może...
może naprawdę nie było?
Znów znalazłam się
w parku i znów podążałam tymi samymi alejkami, by tylko zdążyć
dotrzeć pod fontannę na czas. Zależało mi na tym, żeby się nie
spóźnić. Chciałam mieć to spotkanie z głowy i jak najszybciej
się da wrócić do ciepłego łóżka, aby tonąć w nim w swoich
własnych łzach. Już po kilku następnych metrach ujrzałam drobną
szatynkę, chodzącą nerwowo w to i z powrotem i przygryzając
wargę, co raczej nie wróżyło nic dobrego.
- Isa! - rzuciła mi
się w ramiona, gdy tylko mnie zobaczyła. - Tak się o ciebie
martwiłam! Jak się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej.
- Mi również miło
cię widzieć, El. - wysiliłam się na uśmiech, co raczej nie
wyszło mi dobrze.
- Właśnie widzę...
- westchnęła. - Obiecaj, że mnie nie znienawidzisz. - powiedziała
nagle po chwili milczenia.
- Co? - zapytałam
zupełnie rozkojarzona dziwnym zachowaniem przyjaciółki.
- Obiecaj, że bez
względu na to, co się stanie nie znienawidzisz mnie. Isabell,
proszę.
- Obiecuję. -
odpowiedziałam, a szatynka wyminęła mnie i podeszła w stronę
zmierzającego w naszym kierunku chłopaka, z kapturem na głowie
oraz ciemnymi okularami na nosie i zaczęła szeptać mu coś na
ucho, a ten tylko się uśmiechnął i zaczął iść w moim
kierunku. Czemu nie uciekłam, skoro doskonale zdawałam sobie
sprawę z tego, kim jest? Nie wiem. Może to przez ogromną
tęsknotę? Albo głupotę... Łzy, już kolejny raz tego dnia,
zaczęły cieknąć po moich policzkach. Jestem żałosna. Najpierw
unikam ich jak ognia, nie wychodzę z domu, a teraz stoję sobie i z
niecierpliwością czekam na usłyszenie jego głosu. ,,Weź się w garść dziewczyno, weź się w garść."
- Ścięłaś włosy.
- zaczął chłopak po długiej ciszy.
- Dlaczego nie
nawrzeszczysz na mnie za to, że zniknęłam, że nie liczyłam się
z waszymi uczuciami, że was zraniłam? Dlaczego? - wychrypiałam.
- Ponieważ, Bell,
cholernie mocno za tobą tęskniłem i nie mam ochoty psuć
pierwszego spotkania od roku krzykami i pretensjami. Byłaś, i
zawsze będziesz, moją najlepszą przyjaciółką, bez względu na
to, co się wydarzy, rozumiesz? Bolało mnie to, że nic nie
powiedziałaś, nie uprzedziłaś, nie dałaś znaku życia. Że
pozwoliłaś mi zwątpić w naszą przyjaźń. Ale wiesz co niedawno
sobie uświadomiłem i myślę, że ty czujesz to samo? Bez względu
na wszystko nasza pojebana, ale wyjątkowa przyjaźń trwa i nigdy
się nie skończy, niezależnie od tego, jak daleko od siebie
będziemy i jak długo się nie zobaczymy, nie usłyszymy. Na
początku próbowałem się z ciebie wyleczyć, ale zrozumiałem, że
to i tak nie ma sensu. Miałem nadzieję, cholernie ogromną
nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, choć przez
chwilę. A gdy kilkanaście dni temu zobaczyłem cię na tej ulicy,
choć szybko uciekłaś, wiedziałem, że to moja totalnie
odjechana, najlepsza przyjaciółka, którą próbowaliśmy znaleźć
rok, a okazało się, że to ona znalazła nas. I gdy patrzyłem jak
szybko się wtedy oddalasz obiecałem sobie, że choćby to miało
zaszkodzić naszej reputacji znajdę cię i powiem ci to wszystko,
co właśnie mówię. Wiem, że możesz nie chcieć mieć ze mną do
czynienia, że teraz mogę ci być zupełnie obojętny, ale
zostawiłaś we mnie cząstkę siebie, która za nic nie chce
zginąć. - powiedział, a ja rzuciłam mu się w ramiona i zaczęłam
jeszcze żałośniej płakać. Czułam się bezpiecznie, bardzo
bezpiecznie. Byłam szczęśliwa. Odzyskałam najlepszego
przyjaciela. Nic nie było w stanie zniszczyć mojej radości. Znów
go dotykałam, znów czułam zapach jego, czasami duszących,
perfum. Uśmiechnęłam się do Eleanor, która obserwowała nas z
odległości kilku metrów, a ta natychmiast go odwzajemniła.
Jeszcze bardziej wtuliłam się w chłopaka i wyszeptałam tylko:
- Ja też za tobą
tęskniłam, Zayn.
***
Hej kochane! <3
Przybywam do Was z następnym rozdziałem, mam nadzieję, że jesteście zadowolone. :D
Chciałabym Wam powiedzieć, że mam ferie, więc rozdziały będą się pojawiać trochę rzadziej :)
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. :>
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! ♥
Do napisania niedługo. :D
Evil.
Omg! Świetny! *_* Już nie mogę się doczekać kiedy Bell spotka się z Harry'm. ^^
OdpowiedzUsuńciekawe jak Hazza zaeaguje ;D
OdpowiedzUsuńrozdział poprostu ŚWietnY <3
Jak zawsze świetne, już nie mam pomysłu na komentarze. Liczę na więcej łez w następnym rozdziale, mimo że to idiotyczne.
OdpowiedzUsuń<3
Awwwww ! *_* Po prostu sram !!! <3 Ja nie mogę ! Super , super i jeszcze raz super !!! Ciekawe co z Harrym .. : ) Szybko pisz nn bo już nie mogę się doczekać ! <3 <3 <3 xd
OdpowiedzUsuńCałuję , ściskam i pozdrawiam : Kaśka . xoxo <3 : ) ; dd
Boskości moje ! Normalnie brak mi słów. Doskonale wiesz, że kocham każde słowo, które napiszesz. Jak widzę, że dodałaś rozdział to radość się we mnie gotuje, a czytam go z takim zaciekawieniem, że nie wiem co się dzieje dookoła mnie. Jakbym się odcięła od świata i wkroczyła w twoje myśli, które przelewasz na bloga ;) Stworzyłaś coś niesamowitego, coś co warto przeczytać. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy <333
OdpowiedzUsuńOch, świetny rozdział. Czytam to opowiadanie dzisiaj i strasznie mnie wciągnęło. A jak zareaguję Hazza? Teraz to pytanie będzie mnie męczyć, bo jestem bardzo ciekawa. Naprawdę świetnie piszesz, gratuluję pomysłu.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńO Boże nie mogę się doczekać jej spotkania z Harrym!
Mam nadzieję, że Harry jej wybaczy, bo czego nie robi się z miłości ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;D