środa, 2 stycznia 2013

Chapter Fifteenth / The end of the first part.

UWAGA! W rozdziale pojawi się scena +18, czytasz na własną odpowiedzialność.


Nie sądzisz, że powinniśmy już wiedzieć?
Nie sądzisz, że powinniśmy się nauczyć?
Tańczymy wolny taniec w płonącym pokoju.
~*~

Czasami ludzie, których kochamy muszą odejść. Czasami życie daje nam niezłego kopniaka, ale robi to tylko po to, abyśmy sami stwierdzili, czy jesteśmy wystarczająco silni żeby podołać trudnym wyzwaniom, które niewątpliwie czekają nas w przyszłości, czy nie zrezygnujemy, czy nie poddamy się. Szuka naszych słabości, które potem sprytnie wykorzystuje. A my tak naprawdę nie wiemy z czym walczymy, bo życie nie daje się poznać. Szukamy pomocy u innych osób, a one nam pomagają. Do czasu aż im się to nie znudzi nie zostawią nas samych. Po prostu odejdą...

***

Właśnie całą siódemką siedzimy w samochodzie i kierujemy się w stronę schroniska. Dlaczego? Powód jest prosty. Chłopcy już od kilku dni męczyli mnie narzekaniami, jak to oni bardzo chcą mieć psa. Na początku udawało mi się wymyślać najróżniejsze wymówki dlaczego to jest zły pomysł, ale gdy powiedzieli, że nigdy nie będę samotna kiedy oni będą w trasie, albo na wywiadach zabrakło mi sprytnego pomysłu na wymiganie się. Po prostu odpowiedziałam im, że nie chcę mieć w domu żadnego zwierzęcia, ale po ich kilkugodzinnym nieodzywaniu się do mnie i ignorowaniu mnie nawet wtedy, gdy prosiłam o podanie soli, wykrzyczałam im coś w stylu „ dość mam waszych debilnych fochów, lepiej ruszcie wreszcie dupy i jedźmy do schroniska po tego jebanego psa”. I właśnie takim sposobem gnieździmy, tak my się – ja i Elizabeth, bo Niall stwierdził, że jej opinia też jest potrzebna, w vanie chłopaków i słuchamy ich narzekań jak to wolno jedziemy i gdyby Louis prowadził zamiast Liama bylibyśmy na miejscu już kilka minut temu. Szczerze? Naprawdę chciałam, żeby jednak marchewkowy kierował. Moje cierpienia skróciłyby się przynajmniej o kilka długich chwil. Sądząc po minie Elizabeth miała takie same myśli jak ja, a teraz posyłała Zaynowi jedno ze swoich morderczych spojrzeń, bo chłopak zaczął krzyczeć jak bardzo się cieszy, że wreszcie pozwoliliśmy im na wzięcie zwierzęcia, czego teraz cholernie żałowałam. Pojechałam z nimi tylko i wyłącznie dlatego, żeby być pewną, że nie przywiozą mi do domu jakiegoś ogromnego, starego bydlaka, który będzie tylko jadł, spał i załatwiał swoje fizjologiczne potrzeby na nasz nowy, kremowy dywan. Co to to nie. Nie ma takiej możliwości.
Poczułam jak dłoń Harrego, który siedział obok mnie i zdążył już się trochę ogarnąć, spoczywa na moim udzie. Chyba zauważył moje zdenerwowanie i chciał mnie uspokoić, ale niewiele mi to pomogło. Po kolejnych minutach, które naprawdę strasznie mi się dłużyły nie wytrzymałam.
- Zamknąć mordy debile, bo inaczej zawrócimy i nie będziecie mieć żadnego psa! - ryknęłam najgłośniej jak tylko mogłam, a po chwili wszyscy umilkli i wpatrywali się we mnie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzach, czym w ogóle się nie przejęłam, tylko zamknęłam oczy i próbowałam odpocząć. Otworzyłam je dopiero, gdy po kilku następnych minutach nadal panowała błoga cisza, co raczej nie było oznaką niczego dobrego. Każdy, no może oprócz Elizabeth, która znała już moje możliwości i Liama, który musiał skupić się na drodze, zerkał na siebie z przerażeniem w oczach. Spojrzałam na El, a po chwili obie dusiłyśmy się ze śmiechu.
- Bardzo zabawne. - mruknął Zayn, na co zmroziłam go wzrokiem.
- Nie czas na kłótnie miśki, już jesteśmy. - odezwał się Liam, co było dużym błędem, bo chłopcy zaczęli przepychać się w stronę drzwi, co skończyło się tym, że Louis leżał na ziemi przed vanem przygnieciony Niallem i Zaynem. My tylko przyglądaliśmy się tej trójce starając się nie wybuchnąć śmiechem.
- Uważajcie, bo wam schronisko zamknął. - rzuciłam, a oni jak na zawołanie wbiegli na jego teren. - Banda idiotów. - mruknęłam pod nosem, co najwidoczniej usłyszała Elizabeth, bo zachichotała krótko.
- Dobra chodź, bo jeszcze coś zepsują. - westchnęła.
- Co można zepsuć w schronisku?
- Nie wiem, ale z ich talentem zaraz rozwalą jakąś klatkę i rzuci się na nich wściekły doberman. - powiedziała niby żartem, ale ja wiedziałam, że to mogłoby się stać, dlatego szybko skierowałam się w stronę dwójki staruszków przyglądających się wygłupom i niezdecydowaniu chłopców.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się pogodnie w ich stronę.
- Dzień dobry. - odwzajemnili uśmiech. - Wasi przyjaciele są widocznie bardzo podekscytowani. - zaśmiali się.
- Tak, przepraszam za te małpy... yy, znaczy za chłopców, ale strasznie chcą mieć psa no i sami państwo widzą jakie są tego skutki. - westchnęłam. Stałyśmy i rozmawiałyśmy z małżeństwem jeszcze jakieś dobre pół godziny nim One Direction zdecydowało się na psa, który okazał się słodkim, małym, białym labradorem. Postanowiliśmy jeszcze dokupić dla niego smycz, obrożę, miskę i posłanie.
- No, Lucky – bo tak nazwali zwierzę – jak podoba ci się twój nowy dom? - mówił do niego Louis, kiedy przekroczyliśmy próg mieszkania, a ten tylko radośnie zaszczekał i pomerdał ogonem. - To co, idziemy na spacerek?
- Dajcie mu trochę odpocząć. - westchnęłam i opadłam na kanapę. - Dopiero co wróciliśmy.
- No i co z tego? - wtrącił Harry. - Idziesz ze mną, bez gadania.
- Ej, a my? - jęknął Lou.
- Wy nie. - posłał im spojrzenie w stylu muszę-mieć-jakąś-wymówkę-by-z-nią-pogadać. Bez sprzeciwu założyłam psu obrożę i przypięłam do smyczy, a już po chwili spacerowałam z Harrym, który splótł nasze dłonie i prowadził Lucky'iego. - Jak się trzymasz, mała? - zaczął po chwili ciszy.
- Ciężko mi, ale daję radę. Mam ciebie, chłopaków. Jest dobrze. - uśmiechnęłam się, a ten tylko mocniej ścisnął moją dłoń. - Kocham cię Hazz. - powiedziałam, on przyciągnął mnie do siebie i pocałował, a pode mną ugięły się kolana. Z resztą działo się to za każdym razem, gdy to robił. Niesamowite uczucie. Nasze języki tańczyły ze sobą tylko im znany taniec. Nagle oddychanie stało się zupełnie zbędną, nieważną, niepotrzebną czynnością. Liczyła się tylko ta chwila, którą przerwało szczekanie psa. Najwidoczniej znudziło mu się spacerowanie, nie dziwię się. Dzień był wyjątkowo chłodny i nieprzyjemny.
- Ja też cię kocham, mała. - znów złapaliśmy się za ręce i z uśmiechami na twarzach ruszyliśmy w stronę domu. Droga zleciała wyjątkowo szybko i już po kilku minutach znajdowaliśmy się w ciepłym mieszkaniu. Chłopcy razem z Elizabeth siedzieli w salonie i prawdopodobnie oglądali jakiś horror. Skąd te wnioski? Niall z kabanosem w ręku, którym nerwowo wymachiwał nie trafiając do ust, krzyczał coś w stylu „nie otwieraj tej szafy, debilko, nie otwieraj jej!”, a Zayn jak gdyby nigdy nic śmiał się, tak jak zawsze na horrorach, nieważne jakie były - naprawdę straszne czy totalnie kiczowate, on po prostu się śmiał, co czasem było irytujące. No bo wyobraźcie sobie taką sytuację: siedzicie ze znajomymi i oglądacie serio przerażający film. Boicie się, zasłaniacie sobie oczy rękoma, podciągacie kolana do twarzy, a tu taki Zayn zaczyna się głośno śmiać. Czasami mam ochotę podejść do niego i walnąć go z całej siły, ale powstrzymuję się tylko ze względu na to, że jest światowej sławy gwiazdą i raczej nieciekawie by było, gdyby wylądował w szpitalu z powodu uszczerbku na zdrowiu... Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Bell, słuchasz mnie? - usłyszałam głos Zayna.
- Co?
- Ahh... - westchnął. - Robimy maraton filmowy. Przyłączysz się?
- Jasne. - odpowiedziałam i usiadłam pomiędzy Elizabeth i Harrym. Tak spędziliśmy cały dzień i wieczór. Dopiero koło północy, gdy wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że dla każdego z nas to był męczony dzień, udałam się do swojego pokoju. Weszłam do łazienki i zaczęłam zrzucać siebie ubrania. Stanęłam pod prysznicem i odkręciłam wodę. Uwielbiałam gorące prysznice, odprężały mnie i pozwalały się zrelaksować. Namydliłam ciało brzoskwiniowym żelem pod prysznic. Spłukałam pianę, wyłączyłam natrysk i wyszłam z kabiny. Stanęłam na miękkim, białym dywaniku wycierając wilgotną skórę i narzuciłam na siebie za dużą koszulkę Harrego i legginsy, które służyły mi za piżamę.
Wyszłam z łazienki akurat w tym momencie, gdy do pokoju wchodził Loczek. Położyłam ubrania na krześle, podeszłam do niego i wtuliłam się w jego nagi tors. Podniosłam głowę i wpiłam się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek, który był niezwykle namiętny. Jego ręce zaczęły błądzić pod moją koszulką, a ja wplotłam palce w jego loki. Nasze oddechy przyśpieszyły, serca wybijały własny rytm, języki uczyły się nowego, jeszcze bardziej doskonałego tańca. Harry zręcznie zdjął ze mnie koszulkę, którą rzucił w kąt pokoju, a mnie przeniósł na łóżko. Wiedziałam do czego to prowadzi i całą sobą tego pragnęłam. Loczek spojrzał w moje oczy, a ja przygryzłam wargę i ponownie go pocałowałam. Zjechałam dłońmi niżej tak, aby zdjąć jego spodnie, które w tamtym momencie bardzo mi przeszkadzały. Chłopak zrobił to samo, a po chwili zostałam już w samej bieliźnie. Zjeżdżał wargami coraz niżej, dokładnie całując każdą część mojego rozgrzanego ciała, a gdy dotarł do biustonosza, włożył rękę pod moje plecy i walczył z jego zapięciem. Pomogłam mu go rozpiąć i po sekundzie górna część mojej bielizny leżała na dywanie. Jego oczom ukazały się moje dwie piersi, które natychmiast zaczął obdarzać pocałunkami sprawiając mi przy tym ogromną rozkosz. Z moich ust wyrwało się głośne westchnienie. Harry tylko się uśmiechnął i zjechał na mój brzuch zahaczając palcami o gumkę bielizny, która po chwili, tak jak reszta ubrań, wylądowała na podłodze. Uśmiechnięty Loczek musnął tylko ustami moją kobiecość, powrócił do moich ust gwałtownie, zachłannie się w nie wpijając i zaczął zdejmować swoje bokserki. Wchodził we mnie spokojnie, nie chcąc sprawić mi bólu, a ja cicho pojękiwałam. Zaczął poruszać się szybciej, doprowadzając nas tym samym do szczytów rozkoszy. Wbiłam paznokcie w jego plecy, a moje ciało wygięło się w łuk. Opadliśmy zmęczeni na łóżko wtulając się w siebie i błyskawicznie zasnęliśmy.

***

Dziewczyny, nie widziałyście gdzieś mojej koszulki w paski?! - do moich uszu dobiegł wrzask Lou.
- Lou, zlituj się, masz setki bluzek w paski! - odkrzyknęła mu Elizabeth.
- No ale to ta, którą niedawno kupiłem!
- Na żyrandolu Zayna jakaś wisi, sprawdź! - wydarłam się, a po chwili słyszałam tylko jak marchewkowy drze się na mulata, że ten kradnie mu nowo zakupione koszulki. Zachichotałam pod nosem i włączyłam telewizor. Nie przeszło pięć minut, a znów można było usłyszeć jakieś wrzaski.
- Isabell! Którą koszulkę mam włożyć? - przede mną stanął Malik trzymając w ręku dwie bluzki. - Tą w kropki czy zwykłą czerwoną?
- Zayn... one są identyczne. - westchnęłam.
- Nieprawda! - zbulwersował się chłopak. - Ta ma kropki!
- Załóż tą czystą... - mruknęłam i skierowałam wzrok w stronę Elizabeth, która posyłała mi rozbawione spojrzenie. - Masakra. - powiedziałam bezdźwięcznie, a dziewczyna się zaśmiała.
- Zielona czy niebieska?! - tym razem Liam.
- Niebieska, w zielonej ci nie do twarzy!
- BELL! Żel do włosów mi się skoczył, ratuj! - przypuszczam, że ryk Malika dało się usłyszeć na drugim końcu Londynu.
- Co za debile. - mruknęłam pod nosem i udałam się na górę uspokoić trochę towarzystwo. Weszłam do swojej łazienki wyjmując z kosmetyczki upragniony żel do włosów Zayna i dałam mu go. Rzucił się na mnie, jakbym trzymała w ręku co najmniej diament, prawie mi ją urywając. - Nie ma za co. - prychnęłam w jego stronę, a ten tylko kiwnął głową. Udałam się w stronę pokoju Harrego, bo chyba tylko on i Niall, który już od godziny siedzi w kuchni i żre kurczaka z wczoraj, bo jak twierdzi „tylko jedzenie pomaga mu na stres”, zachowuje się w miarę cicho. Uchyliłam drzwi i parsknęłam śmiechem na widok mojego chłopaka stojącego przed lustrem, układającego sobie włosy i mówiącego do własnego odbicia „jesteś bogiem Styles, żadna ci się nie oprze”.
- O, Bell. - widocznie speszyła go moja obecność.
- Witam cię Bogu Stylesie. - mimowolnie zachichotałam, a chłopak posłał mi mrożące spojrzenie. - Nie potrzebujesz mojej pomocy?
- Nie, już skończyłem i wyszło jak zawsze bosko. - uśmiechnął się, co momentalnie odwzajemniłam.
- Dobra, idę zobaczyć, czy Zayn zostawił mi choć trochę żelu do włosów. - puściłam do niego oczko i zniknęłam za drzwiami. Zeszłam na dół, a chłopcy znęcali się nad biednym Niallem, który miał już łzy w oczach. Mówiąc znęcali mam na myśli oczywiście jedli jego kurczaka. - Zbierajcie się, bo się spóźnicie. - powiedziałam, ale chyba nikt nie słyszał. - Jeżeli za sekundę nie zobaczę was przy drzwiach nie idziecie na żadne spotkanie! - ryknęłam, a chłopcy momentalnie zaczęli zakładać buty i wychodzić na dwór. W kuchni pojawił się Harry muskając tylko moje usta i dołączając do reszty.
- Nareszcie, święty spokój. - usłyszałam westchnięcie Elizabeth, która tak samo jak ja miała dość tego gwaru. - Nie rozumiem, szykują się jakby szli na jakąś galę, a nie na zwykłe spotkanie z nowym menagerem.
- Proszę cię, jest jeszcze gorzej, na galach przynajmniej mają stylistki... - zaśmiałyśmy się.
- Bell... między nami wszystko jest w porządku? Znaczy nie chodzi mi o przyjaźń, ale...
- Tak. - przerwałam jej i uśmiechnęłam się. - Dobra, chyba nie będziemy siedzieć w domu, jak pogoda za oknem jest taka boska? Bierz Lucky'iego i lecimy na spacer. - powiedziałam radośnie i zawołałam psa, który przybiegł w kilka sekund i zaczął wesoło szczekać. Zarzuciłyśmy na siebie bluzy i udałyśmy się w stronę parku.
- Powiedz mi, po co chłopcom nowy menager? - zapytała Elizabeth. - Harry ci chyba coś o tym wspominał, no nie?
- Cały mangament stwierdził, że na czas pobytu Johna w szpitalu One Direction potrzebuje nowego menagera. Wiesz, ogólnie nie mam nic przeciwko zważywszy na to, że on potrzebuje odpoczynku, ale ich szefowie zachowują się tak, jakby on miał umrzeć, co jest niemożliwe, bo sama wiesz, że jego stan jest już o wiele, wiele lepszy. Także nie wiem po co te wielkie zamieszanie. - westchnęłam.
- Ale nadal będą z nami mieszkać?
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, oni sami jeszcze do końca nie wiedzą. Właściwie to ich wiedza w tych sprawach sięga zera, bo nikt im nic nie mówi. - skrzywiłam się. - Mówię ci, Modest! traktuje ich jak dzieci. Szkoda gadać. - dokończyłam, a niebo powoli zaczęło przybierać ciemnoszarą barwę. Pojedyncze krople deszczu zaczęły spadać na ziemię, a ludzie w pośpiechu zaczęli szukać miejsca do schronienia się. Deszcze w Londynie nie przypominały mżawek, wręcz przeciwnie. Jeśli już padało, były to długie burze, które mogły trwać nawet kilka godzin. - Lepiej się pośpieszmy. - powiedziałam do Elizabeth, która natychmiast przyśpieszyła tempo. Ostatnie kilkanaście metrów biegłyśmy, a gdy dotarłyśmy do domu padłyśmy zmęczone na podłogę. - Mamy strasznie słabą kondycję. - wysapałam, a po chwili usłyszałam głos, który z pewnością nie należał do El.
- A to jest właśnie moja dziewczyna i jej przyjaciółka Elizabeth. - zerwałam się z podłogi jak oparzona i stanęłam przed niskim, pulchnym, łysym gościem, który najprawdopodobniej miał zostać ich tymczasowym menagerem.
- Witam, jestem Isabell. - uśmiechnęłam się, ale tylko dla tego, że widziałam miny chłopców powstrzymujących się od parsknięcia śmiechem. Wyciągnęłam do niego rękę, a on tylko na nią spojrzał i z pogardą powiedział:
- Nie wyglądasz mi na sławną.
- Nie jestem sławna. - prychnęłam, a ten tylko posłał mi współczujący uśmiech, a gdy zobaczył Lucky'iego biegającego po domu z piłeczką walnął:
- Nie życzę sobie żadnych zwierząt.
- Nie wiedziałam, że jesteśmy na koncercie życzeń. - warknęłam w jego stronę.
- Uważaj co mówisz, gówniaro. - traciłam cierpliwość, co pewnie każdy zdążył już zauważyć, bo co chwila posyłali mi uspokajające spojrzenia.
- Chciałabym przypomnieć, że jest pan w moim domu i w każdej chwili mogę stąd pana wyrzucić, więc proszę łaskawie się zamknąć i przynajmniej udawać miłego. A jeżeli ma pan z tym jakiś problem nie trzymamy tu pana na siłę. W każdym momencie może pan wyjść, co będzie niewątpliwie najlepszym co mnie w życiu spotkało. - powiedziałam spokojnie, a kolesia najprawdopodobniej zatkało. Jednak po chwili otrząsnął się i zaczął:
- Nie waż się tak do mnie mówić, dziecko.
- Stary, gruby, łysy zgredzie! - krzyknęłam, a chłopców skręcało ze śmiechu. - Jeżeli jeszcze raz usłyszę z twoich ust słowo wypowiedziane z jakąkolwiek pogardą do któregoś z moich przyjaciół, przysięgam, że zrobię ci krzywdę. A teraz rusz dupę i wynoś się z mojego domu. - stanęłam obok drzwi i mu je otworzyłam. - Nie do zobaczenia! - krzyknęłam gdy wychodził,a chłopcy nie przejmując się tym, że on może ich jeszcze usłyszeć wybuchnęli śmiechem.
- Ja cię kocham dziewczyno. - wysapał Zayn gdy brał oddech.
- Nie pozwalaj sobie. - prychnął w jego stronę Harry i musnął moje usta.
- Głodna jestem. - powiedziałam i udałam się do kuchni. Za mną przyszli chłopcy, którzy tradycyjnie usiedli na swoich miejscach przy stole. - Co jemy? Pizza czy spaghetti?
- Pizza! - wykrzyknęli równocześnie, a ja zabrałam się za robienie ciasta. W kieszeni spodni poczułam wibracje. Szybko umyłam ręce, które miałam w mące i odebrałam telefon.
- Halo? - powiedziałam radośnie. - Tak, jestem. Tak, zgadza się. - odpowiadałam na pytania. - Rozumiem. Ale co się stało, że pan dzwoni? - zapytałam, a odpowiedź tak bardzo mną wstrząsnęła, że nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Opadłam tylko na podłogę, ale nie płakałam, nie byłam w stanie. Chłopcy natychmiast się przy mnie znaleźli i pytali o to, co się stało. Po kilkunastu minutach, kiedy wreszcie dotarły do mnie słowa, które usłyszałam wyszeptałam tylko:
- On umarł.

***

Pogrzeb odbył się w skromnym, rodzinnym gronie, ale oczywiście nie zabrakło chłopców i Elizabeth. Wszyscy płakaliśmy, nie wstydziliśmy się tego. John był wart naszych łez. Nie pamiętam wiele, wiem jedynie, że zemdlałam i obudziłam się już w domu, w którym byli chłopcy i ich nowy menager. Nie wyprowadzali się, dzięki Bogu. Paul stwierdził, że mogą zostać by uniknąć kolejnego „zamieszania”, ale myślę, że po prostu podobał mu się ogromny telewizor w salonie. Z resztą, mało mnie to obchodziło.
Udałam się do kuchni, w której był ten stary zgred. Rozmawiał przez telefon, co nie bardzo mną ruszyło. Podeszłam do niego, wyrwałam mu komórkę z ręki i rozłączyłam się.
- Posłuchaj mnie. - powiedziałam, zanim zaczął wrzeszczeć. - Musisz powiedzieć chłopakom, że nie pozwoliłeś mi tu zostać, bo to źle by wpłynęło na ich reputację, czy coś takiego. Ogólnie masz nawciskać im kitów. Musze wyjechać, a nie chcę, żeby wiedzieli, bo znając ich nie puściliby mnie nigdzie.
- Mam ich okłamać?
- No tak, przecież oni i tak cię nie lubię, co to zmieni?
- Dobra. Ale mam jeden warunek. - powiedział, a ja skinęłam głową na znak, że słucham. - Nie wrócisz tu. Nigdy więcej cię już nie zobaczę. Umowa stoi?
- Stoi.

***

Kocham cię Harry, wiesz? Nigdy nie przestanę. - wtuliłam się w tors chłopaka i próbowałam powstrzymać łzy.
- Ja też cię kocham, mała. - odpowiedział mi i mocniej przytulił. - Coś się stało?
- Nie mogę ci tego mówić bez powodu? - wysiliłam się na uśmiech i musnęłam jego wargi, co potem przerodziło się w coś bardziej namiętnego. Włożyłam w to jeszcze więcej pasji i pożądania. On  nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że to nasz ostatni pocałunek.

***

Zayn! - wtuliłam się w tors chłopaka. - Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Ułożysz sobie życie, poznasz dziewczynę, zakochasz się w niej, weźmiecie ślub i będziecie razem szczęśliwi, okej? - mówiłam ze łzami w oczach.
- Obiecuję, Bell, obiecuję. - szepnął w moje włosy. Wiedziałam, że do końca nie wie o co chodzi, ale nie pytał. Nie pytał, bo mi ufał.

***

Cześć marchewko, mogę?
- Ty zawsze. - powiedział, a ja od razu zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Jesteś moim przyjacielem, wiesz Lou? To nigdy się nie zmieni, nigdy. - mówiłam. - Nawet jak zniknę. - szepnęłam tak, aby nie usłyszał i starłam pojedynczą łzę.
- Ty też jesteś moją przyjaciółką, najlepszą. Wiem, że mnie nie zostawisz. - uśmiechnęłam się i zniknęłam za drzwiami.

***

Bell! Z nieba mi spadłaś, głodny jestem! Ugotujemy coś, razem? Tak jak kiedyś. No chodź nie daj się prosić. - ciągnął mnie za rękę, a po moim policzku spłynęła łza. - Co się dzieje?
- Nic, Niall, nic. Musisz nauczyć się sam gotować, co będzie, jak wyjadę? Nie poradzisz sobie. - zaśmiałam się, choć w gardle rosła mi ogromna gula.
- Przecież jesteś moją przyjaciółką, nie zostawisz mnie.
- Jestem. Na zawsze.

***

- Co tam, Bell? - usłyszałam gdy tylko przekroczyłam próg jego pokoju. - Muszę się poznać z Danielle, niedługo przyjeżdża. Na pewno ją polubisz.
- Tak, też tak myślę. Wiem, że nie mieliśmy ze sobą jakiegoś super kontaktu, ale dziękuję ci za wszystko, Liam.
- Do usług. Nie powiem im, nie martw się.
- O czym?
- Wyjeżdżasz. - powiedział, a ja zamarłam. - Jesteś pewna, że to dobra decyzja?
- Niczego nie jestem pewna. Ale nie mogę zostać. Za dużo mi tu o nim przypomina Liam, za dużo. - powiedziałam i wyszłam.

***

Stałam przed domem. Była jakaś 3 nad ranem. Łzy ciągle spływały po moich policzkach, ale nie zamierzałam ich osuszać. To i tak nic by nie dało. Już tęskniłam za nimi. Czułam w sobie ogromną pustkę. W każdym z nich została cząstka mojego serca, która mam nadzieję zachowają jak najdłużej. 
Wyłączyłam telefon, który zostawiłam przed drzwiami. Nie chciałam mieć z nimi żadnego kontaktu, żadnego. Nie chciałam, żeby mnie szukali. Nie chciałam ich widzieć, nie teraz.
Pragnęłam jedynie zapomnieć.
Zapomnieć o moim życiu z One Direction i zacząć funkcjonować bez niego.



~*~
Hej kochane!
Na początek małe wyjaśnienie dotyczące wymaganej ilości komentarzy pod poprzednim rozdziałem.A mianowicie, jest ona tak duża, ponieważ potrzebowałam sporo czasu, aby napisać właśnie to zakończenie, które, sami musicie przyznać, jest dłuższe od innych chapterów. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. :)
Przechodząc do rzeczy.
Dziś kończę pierwszą część opowiadania, jeżeli tylko chcecie niedługo ruszy druga, na którą mam już fajne pomysły. Dajcie więc znać w komentarzach, czy dalsze pisanie ma sens. :)
Chciałabym bardzo podziękować, za każde wyświetlenie, każdy komentarz i każdego obserwatora. Nie wiecie nawet jaką radość mi tym sprawiacie. ♥
Chciałabym również prosić, żebyście zostawili po sobie ślad w postaci komentarza, bo bardzo ciekawi mnie ile osób to tak naprawdę czyta. :)
Żeby nie przynudzać, to tyle.
Jeżeli macie jakieś pytania kierujcie je na maila :
evil_and_1d@wp.pl

Do napisania wkrótce.
Evil.

10 komentarzy:

  1. Ej no... ona nie może wyjechać ;c Nie wiesz jak ja ryczę, masz za to opierdziel.
    Pisz następną część, ja Ci to nakazuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. To oczywiste, że masz pisać kolejną część! :D
    Bardzo fajne. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie, że masz pisać dalej. Ty wgl masz jakie wątpliwości ?! Ja tu płacze. Po prostu nie mogę się doczekać kolejnej części... Czekam, byle nie za długo ;)

    http://po-obu-stronach-lustra-1d.blogspot.com/
    http://pain-and-love-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcemy, chcemy. Nie wiem, po co w ogóle pytasz, to chyba oczywiste. :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Jasne, że chcemy następną część! c:

    OdpowiedzUsuń
  6. wow, świetnie piszesz *o* zapraszam do siebie http://why-dont-they-stay-young.blogspot.com/ dodałam dzisiaj nowy rozdział x

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG !!!!!! PISZ PISZ PISZ <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział. Bardzo bym chciała przeczytać kolejną część. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Już koniec ? :( Ja nie chcę ! ;/ Masz pisać kolejną część ! Rozumiesz ? !!! <3 POZDRAWIAM : Kaśka . <3 : )

    OdpowiedzUsuń
  10. Czemu, czemu to już koniec?

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy