piątek, 14 grudnia 2012

Chapter Tenth.


Następny rozdział = 5 komentarzy

Czasami ranimy kogoś, gdy tak naprawdę nie chcemy tego robić. Wypowiadamy niepotrzebne słowa, robimy głupie rzeczy. Nieświadomie. Nie zdajemy sobie sprawy, jak nasze zachowanie może doprowadzić kogoś do płaczu, a czy łzy wywołane przez nas są przyjemnym widokiem dla oczu? Czy nasze serce się cieszy, kiedy sprawiamy komuś przykrość?

Z perspektywy Louisa

Nie chciałem tego powiedzieć. Bardzo, ale to bardzo tego nie chciałem. To był impuls. Mówiłem co mi ślina na język przyniesie, nie myślałem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak boli ją wspominanie o rodzicach, ale byłem tak zdenerwowany... Miała rację. I nie chodzi tu tylko o sprawę zaufania, choć i w tym wypadku się nie myliła, ale o to, że jestem beznadziejnym przyjacielem. Stałem tam i krzyczałem na nich. Krzyczałem, tak jakby to oni zawinili, jakbym to ja był tu najbardziej pokrzywdzony.
A teraz? Teraz stoję jak debil, ciągle w tym samym miejscu i patrzę na podłogę, na której siedziała jeszcze kilka minut temu. Towarzyszy mi przy tym Liam, który chyba jako jedyny mnie nie znienawidził, a przynajmniej nie patrzył na mnie z żądzą mordu w oczach. Ciszę zakłócały jedynie nasze przyśpieszone oddechy, które jeszcze się nie uspokoiły.
Nie uważasz, że powinieneś ją przeprosić? - zapytał cicho jakby bał się, że znowu wybuchnę, co byłoby raczej cudem, bo nadal nie mogę pogodzić się z myślą, że spieprzyłem na całej linii.
- Tak. - szepnąłem. - Muszę to zrobić. Tylko za cholerę nie wiem jak.
- Szczerze. Powiedz, że nie chciałeś wypowiedzieć tych słów. Bo nie chciałeś, prawda? - zapytał z nutką nadziei w głosie.
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczyłem szybko, a Liam odetchnął. - Wątpiłeś w to?
- Wiesz, Louis, po dzisiejszych wydarzeniach zwątpiłem w wiele rzeczy. - powiedział po czym zamilkł, ale nic nie powiedziałem. Widziałem na jego twarzy zamyślenie, co znaczyło, że nie skończył mówić. - Z Harrym też porozmawiaj. Widać, że się przejął.
- Skąd wiesz?
- Jeszcze pytasz? Zawiodłeś go Tomlinson, z resztą tak samo jak każdego z nas, ale tu nawet nie chodzi o to. Doskonale wiesz, że Loczek jest najwrażliwszy z nas wszystkich i wiesz również jak ważna jest dla niego przyjaźń. A szczególnie twoja przyjaźń Louis, która bez względu na wszystko nadal istnieje, musisz tylko postarać się ją odbudować. - powiedział to i wyszedł zostawiając mnie z tysiącem pytań i ogromnym bólem głowy. „No tak, zasłużyłem sobie”... Teraz muszę porozmawiać z Bell. Tak cholernie się boję, ale muszę. Nie mogę zburzyć wszystkiego co przez tak długi czas budowała. My budowaliśmy.

***

Weź się w garść Tomlinson, przecież ona cię nie zje, najwyżej trochę pokrzyczy. Znowu. - mówiłem do siebie wchodząc po schodach. - Jesteś pieprzonym tchórzem. - denerwowałem się. Ba! Byłem przerażony na samą myśl o stanięciu z nią twarzą w twarz po ostatnich wydarzeniach, ale bądźmy szczerzy, prędzej czy później to się stanie. - A może jednak załatwię to później... - ciągle ze sobą rozmawiałem, z różnicą, że teraz stałem przed drzwiami do jej pokoju. - Ogarnij się Lou, ogarnij się. - zapukałem, a zaraz po tym chciałem uciec, ale usłyszałem ciche „proszę”. Nie było odwrotu. Co ma być to będzie.
Wdech, wydech.
Isabell... - zacząłem, a wzrok dziewczyny spoczął na mnie. - Ja... - autentycznie nie wiedziałem co mam mówić. Zupełnie odebrało mi mowę. - Ja... - w oczach pojawiły mi się łzy, a serce zaczęło być dużo szybciej, gdy zobaczyłem jej smutne spojrzenie. Wiedziałem, że to ja wywołałem ten smutek i było mi z tym tak cholernie źle...
- Wiem, Lou. - przestałem oddychać, gdy użyła zdrobnienia. - Wiem, że nie chciałeś tego powiedzieć, że to wszystko przez emocje. Ale to tak strasznie zabolało... - rozpłakała się już drugi raz tego dnia. Znowu przeze mnie.
- Bell, tak bardzo, tak cholernie bardzo cię przepraszam. Wiem, że moje przeprosiny nic nie znaczą, bo zwaliłem po całej linii, ale tak strasznie zależy mi na tobie, zależy mi na naszej przyjaźni, nie chcę, żeby się skończyła. - płakałem razem z nią. Nie wstydziłem się tego. Przy niej mogłem zachowywać się całkowicie naturalnie. Nie musiałem udawać. - Proszę cię pozwól mi to wszystko naprawić. Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale uda mi się... obiecuję. - dziewczyna podeszła i wtuliła się w mój tors, a ja momentalnie zacząłem płakać jeszcze głośniej i żałośniej.
- Wszystko będzie dobrze Lou, naprawimy to razem. - szepnęła.
- Dziękuję.

***

Wiesz pasiasty, ja na twoim miejscu spróbowałabym pogadać z Loczkiem... - zaczęła temat, którego tak bardzo chciałem uniknąć.
- Wiem. - odpowiedziałem szybko. - Tylko nie umiem się do tego zabrać. Cholernie go zraniłem i boję się spojrzeć mu w oczy. - spuściłem głowę.
- Rozumiem. Ale prędzej czy później to się stanie. - zaśmiałem się pod nosem słysząc te słowa, które były bliskie moim rozmyśleniom sprzed godziny. - Ej, to nie jest śmieszne. - uderzyła mnie w ramię. Dość mocno.
- To bolało, małpo.
- Małpo? Zero szacunku. - mruczała pod nosem, co wywołało u mnie kolejną salwę śmiechu. - Zero tolerancji. - też uśmiechnęła się pod nosem, ale zaraz potem spoważniała. - Porozmawiam z nim.
- Z Harrym ? - zapytałem, choć i tak znałem odpowiedź. Skinęła głową. - Możesz go ode mnie przeprosić ?
- Udam, że tego nie słyszałam. - wstała i wyszła. Tak po prostu.


Z perspektywy Isabell.


Stałam pod drzwiami do jego pokoju i zastanawiałam się się nad tym, co mu powiem, bo, szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia. Nie będę mu przecież wmawiała, że Lou nie chciał tego powiedzieć, doprowadzić go do takiego stanu, bo i tak mi nie uwierzy.
Ile jeszcze zamierzasz stać pod tymi drzwiami? - usłyszałam głos Zayna.
- Nie wiem. - odparłam zgodnie z prawdą.
- Nie lepiej wejść?
- Może i lepiej, tylko co miałabym mu powiedzieć? - zapytałam z nadzieją, że mulat choć trochę mi pomoże.
- Ja na twoim miejscu poczekałbym do jutra.
- Dlaczego?
- Jakieś piętnaście minut temu sam próbowałem z nim pogadać i myślałem, że zabije mnie nim zdążę przekroczyć próg, więc wolałem nie ryzykować. - powiedział całkiem poważnie.
- Harry?
- Nie, święty Mikołaj. - powiedział sarkastycznie. - Zrobisz jak chcesz. - zniknął za drzwiami prowadzącymi do swojego pokoju, a ja nadal stałam i patrzyłam w jedno, bliżej nieokreślone miejsce.
Niemożliwe. On by tak nie zareagował, nie on, nie Harry. Może Zaynowi po prostu się wydawało albo...
Czemu tak stoisz? - znowu ktoś bezczelnie przerwał mi moje rozmyślenie.
- Biję się z myślami, a do tego trzeba ograniczyć ruchy. - powiedziałam niezbyt przyjemnym tonem.
- I kto wygrywa? - widocznie nie zraził się.
- Zdecydowanie nie ja.
- Chcesz z nim pogadać, no nie? - zapytał ostrożnie, jakby bał się, że znowu wybuchnę.
- Aż tak bardzo widać?
- Cóż... stoisz pod drzwiami do jego pokoju i gapisz się na klamkę. Raczej nietrudno się domyślić.
- Pewnie masz rację, ale to mi nie pomaga. Co mam mu powiedzieć? - zapytałam, ale nie liczyłam na jakąkolwiek pomoc z jego strony.
- Wiesz, czasami najlepszymi słowami jest milczenie. - odpowiedział i tak samo jak mulat parę chwil wcześniej wszedł do pokoju.
- Jesteś wielki Liam. - mruknęłam cicho do siebie i szybko zapukałam bojąc się, że mogłabym się rozmyślić, co raczej nie przyniosło by dobrych skutków.

***

Czekałam. Naprawdę długo czekałam na jakikolwiek odgłos dochodzący zza drzwi. Rzecz jasna, najbardziej usatysfakcjonowałoby mnie słowo „proszę”, ale teraz mogłabym usłyszeć nawet coś w stylu „spierdalaj”. Wszystko byłoby lepsze od ciszy, która obecnie panowała.
Przez chwilę nawet myślałam, że Harrego nie ma w pokoju, ale natychmiast wybiłam sobie tą myśl z głowy. No bo jak nie w pokoju, to gdzie miałby być? Sprawdzałam już dosłownie wszędzie. W kuchni, salonie, u chłopaków, w łazienkach, piwnicy i nawet na strychu.
Jesteś tchórzem dziewczyno, jesteś tchórzem. - powtarzałam sobie ciągle chodząc w tą i z powrotem. Chłopcy na początku pytali co się stało, przekonywali mnie, żebym poszła do siebie, ale widząc, że nawet ich nie słucham przestali zwracać na mnie uwagę. Zachowywali się tak, jakby mnie nie widzieli, jakby mnie nie było, z czego w zasadzie się cieszyłam, bo nie musiałam słuchać ciągłych przekonywań, że stanie pod drzwiami nic nie da i do niczego nie prowadzi, co wiedziałam doskonale, ale wewnętrzna siła nie pozwalała mi od nich odejść czułam, że Harry teraz potrzebuje mnie bardziej niż kiedykolwiek indziej.
- Jestem żałosna. - powiedziałam do siebie i zapukałam. I nic. Cisza. Znowu. Jeszcze pięć minut temu nadal stałabym i nasłuchiwała, czy może chłopak da jakiś znak życia, ale nie teraz. Teraz byłam pewna, że muszę coś zrobić.

***

Pewnym ruchem nacisnęłam klamkę. Przez chwilę bałam się, że drzwi będą zamknięte, jednak obawa ta zniknęła, gdy lekko je pchnęłam, a one cicho się otworzyły.
Wyjdź. - usłyszałam stanowczy głos Loczka, który skulony leżał na łóżku. Nie odpowiedziałam mu, tylko podeszłam do niego, położyłam się obok i przytuliłam go. Wiedziałam, że to przyniesie lepszy skutek niż słowa, bo sama niedawno potrzebowałam tego bardziej, niż jakiejś mowy o tym, że będzie dobrze i nie należy się poddawać.
Harry obrócił się w moją stronę i powtórzył:
- Wyjdź.
- Nie chcesz, żebym wychodziła. - powiedziałam spokojnie.
- Skąd możesz wiedzieć czego chcę? - zerwał się z łóżka.
- Sama niedawno tego potrzebowałam. - wstałam, ale nie tak gwałtownie jak chłopak. - Nie, nie wyjdę. - powiedziałam, gdy ten otwierał usta. - Harry. - zaczęłam łagodnie. - Nie stracisz go. Nie jesteś w stanie tego zrobić. Potrzebujecie się nawzajem, to normalne, że się kłócicie, ale nie burzcie tego, co tak długo budowaliście. - mówiłam, a oczy Harrego zaszkliły się. Momentalnie znalazłam się przy nim i kolejny raz tego dnia wtuliłam się w jego tors.
- To tak bardzo zabolało... - cicho łkał. - Był moim przyjacielem...
- I nadal nim jest. - spojrzałam w jego oczy. Serce zaczęło mi bić milion razy na minutę, a po plecach przeszło tysiące przyjemnych dreszczy. To magiczne w jaki sposób działają na mnie jego oczy. Niesamowicie magiczne.
W tamtym momencie liczyliśmy się tylko my. Mój świat ograniczał się do jego zielonych tęczówek, w których dostrzec można było tańczące iskierki szczęścia. Delikatnie starłam dłonią ostatnią stróżkę łez na jego policzkach. Uśmiechnął się, ukazując przy tym swoje nieziemskie dołeczki, które sprawiały, że miękły mi kolana, a chwilę potem położył rękę na mojej. Zbliżał swoją twarz do mojej. Wiedziałam, co za chwilę się stanie i całą sobą tego chciałam. Potrzebowałam tego. Jego wargi delikatnie musnęły moje, jakby bały się odtrącenia, ale chwilę potem pogłębiły pocałunek. Delikatnie przymknęłam powieki, żeby jeszcze bardziej spotęgować doznania.
Nie całowałam Harrego Stylesa z One Direction. Całowałam Harrego, mojego Harrego

~*~

Witam po raz kolejny w tym tygodniu. :p
A to wszystko dzięki Wam ! :D
Dziękuję za 1 200 wyświetleń, 49 komentarzy i 5 obserwatorów. 
Jestem taka niesamowicie szczęśliwa, że ktoś to czyta. :)
Chcę bardzo bardzo bardzo podziękować mojej kochanej 
Mystery za PRZEPIĘKNY szablon. ♥

Co myślicie o scenie pocałunku?
Nie jestem dobra w takich rzeczach, ale chyba nie wyszło najgorzej.

Do następnej notki, Evil. 

6 komentarzy:

  1. o matko... tak mnie bolą oczy, ale Twojego opowiadania nie odpuszczę xd
    jest bosko, chociaż liczyłam, że zaczną całować się na łóżku, ale to tylko moja wyobraźnia płata mi figle ^^
    Ty czegoś nie umiesz, Ty!? do spowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. 'Nie jestem dobra w takich rzeczach' ? No chyba omamy jakieś masz, kochana. Pranie mózgu Ci dziś na tych roratach zrobili ? :x
    Jest świetnie, jak zwykle <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja sie cieszę, że zespół sie nie rozpadł. Ich pocałunek też nie jest mi obojętny ;) Czekam na nexta i weny życzę <3

    http://love-story-1d-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie, jak zawsze zresztą ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dosłownie zakochałam się w tym opowiadaniu, z każdym rozdziałem coraz bardziej je kocham...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy