Następny rozdział = 5 komentarzy
Czasami ranimy
kogoś, gdy tak naprawdę nie chcemy tego robić. Wypowiadamy
niepotrzebne słowa, robimy głupie rzeczy. Nieświadomie. Nie
zdajemy sobie sprawy, jak nasze zachowanie może doprowadzić kogoś
do płaczu, a czy łzy wywołane przez nas są przyjemnym widokiem
dla oczu? Czy nasze serce się cieszy, kiedy sprawiamy komuś
przykrość?
Z perspektywy Louisa
Nie chciałem tego
powiedzieć. Bardzo, ale to bardzo tego nie chciałem. To był
impuls. Mówiłem co mi ślina na język przyniesie, nie myślałem.
Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak boli ją wspominanie o
rodzicach, ale byłem tak zdenerwowany... Miała rację. I nie chodzi
tu tylko o sprawę zaufania, choć i w tym wypadku się nie myliła,
ale o to, że jestem beznadziejnym przyjacielem. Stałem tam i
krzyczałem na nich. Krzyczałem, tak jakby to oni zawinili, jakbym
to ja był tu najbardziej pokrzywdzony.
A teraz? Teraz stoję
jak debil, ciągle w tym samym miejscu i patrzę na podłogę, na
której siedziała jeszcze kilka minut temu. Towarzyszy mi przy tym
Liam, który chyba jako jedyny mnie nie znienawidził, a przynajmniej
nie patrzył na mnie z żądzą mordu w oczach. Ciszę zakłócały
jedynie nasze przyśpieszone oddechy, które jeszcze się nie
uspokoiły.
- Nie uważasz, że
powinieneś ją przeprosić? - zapytał cicho jakby bał się, że
znowu wybuchnę, co byłoby raczej cudem, bo nadal nie mogę
pogodzić się z myślą, że spieprzyłem na całej linii.
- Tak. - szepnąłem.
- Muszę to zrobić. Tylko za cholerę nie wiem jak.
- Szczerze. Powiedz,
że nie chciałeś wypowiedzieć tych słów. Bo nie chciałeś,
prawda? - zapytał z nutką nadziei w głosie.
- Oczywiście, że
nie! - zaprzeczyłem szybko, a Liam odetchnął. - Wątpiłeś w to?
- Wiesz, Louis, po
dzisiejszych wydarzeniach zwątpiłem w wiele rzeczy. - powiedział
po czym zamilkł, ale nic nie powiedziałem. Widziałem na jego
twarzy zamyślenie, co znaczyło, że nie skończył mówić. - Z
Harrym też porozmawiaj. Widać, że się przejął.
- Skąd wiesz?
- Jeszcze pytasz?
Zawiodłeś go Tomlinson, z resztą tak samo jak każdego z nas, ale
tu nawet nie chodzi o to. Doskonale wiesz, że Loczek jest
najwrażliwszy z nas wszystkich i wiesz również jak ważna jest
dla niego przyjaźń. A szczególnie twoja przyjaźń Louis, która
bez względu na wszystko nadal istnieje, musisz tylko postarać się
ją odbudować. - powiedział to i wyszedł zostawiając mnie z
tysiącem pytań i ogromnym bólem głowy. „No tak, zasłużyłem
sobie”... Teraz muszę porozmawiać z Bell. Tak cholernie się
boję, ale muszę. Nie mogę zburzyć wszystkiego co przez tak długi
czas budowała. My budowaliśmy.
***
- Weź się w garść
Tomlinson, przecież ona cię nie zje, najwyżej trochę pokrzyczy.
Znowu. - mówiłem do siebie wchodząc po schodach. - Jesteś
pieprzonym tchórzem. - denerwowałem się. Ba! Byłem przerażony
na samą myśl o stanięciu z nią twarzą w twarz po ostatnich
wydarzeniach, ale bądźmy szczerzy, prędzej czy później to się
stanie. - A może jednak załatwię to później... - ciągle ze
sobą rozmawiałem, z różnicą, że teraz stałem przed drzwiami
do jej pokoju. - Ogarnij się Lou, ogarnij się. - zapukałem, a
zaraz po tym chciałem uciec, ale usłyszałem ciche „proszę”.
Nie było odwrotu. Co ma być to będzie.
Wdech, wydech.
- Isabell... -
zacząłem, a wzrok dziewczyny spoczął na mnie. - Ja... -
autentycznie nie wiedziałem co mam mówić. Zupełnie odebrało mi
mowę. - Ja... - w oczach pojawiły mi się łzy, a serce zaczęło
być dużo szybciej, gdy zobaczyłem jej smutne spojrzenie.
Wiedziałem, że to ja wywołałem ten smutek i było mi z tym tak
cholernie źle...
- Wiem, Lou. -
przestałem oddychać, gdy użyła zdrobnienia. - Wiem, że nie
chciałeś tego powiedzieć, że to wszystko przez emocje. Ale to
tak strasznie zabolało... - rozpłakała się już drugi raz tego
dnia. Znowu przeze mnie.
- Bell, tak bardzo,
tak cholernie bardzo cię przepraszam. Wiem, że moje przeprosiny
nic nie znaczą, bo zwaliłem po całej linii, ale tak strasznie
zależy mi na tobie, zależy mi na naszej przyjaźni, nie chcę,
żeby się skończyła. - płakałem razem z nią. Nie wstydziłem
się tego. Przy niej mogłem zachowywać się całkowicie
naturalnie. Nie musiałem udawać. - Proszę cię pozwól mi to
wszystko naprawić. Nie wiem jeszcze jak to zrobię, ale uda mi
się... obiecuję. - dziewczyna podeszła i wtuliła się w mój
tors, a ja momentalnie zacząłem płakać jeszcze głośniej i
żałośniej.
- Wszystko będzie
dobrze Lou, naprawimy to razem. - szepnęła.
- Dziękuję.
***
- Wiesz pasiasty, ja
na twoim miejscu spróbowałabym pogadać z Loczkiem... - zaczęła
temat, którego tak bardzo chciałem uniknąć.
- Wiem. -
odpowiedziałem szybko. - Tylko nie umiem się do tego zabrać.
Cholernie go zraniłem i boję się spojrzeć mu w oczy. - spuściłem
głowę.
- Rozumiem. Ale
prędzej czy później to się stanie. - zaśmiałem się pod nosem
słysząc te słowa, które były bliskie moim rozmyśleniom sprzed
godziny. - Ej, to nie jest śmieszne. - uderzyła mnie w ramię.
Dość mocno.
- To bolało, małpo.
- Małpo? Zero
szacunku. - mruczała pod nosem, co wywołało u mnie kolejną salwę
śmiechu. - Zero tolerancji. - też uśmiechnęła się pod nosem,
ale zaraz potem spoważniała. - Porozmawiam z nim.
- Z Harrym ? -
zapytałem, choć i tak znałem odpowiedź. Skinęła głową. -
Możesz go ode mnie przeprosić ?
- Udam, że tego nie
słyszałam. - wstała i wyszła. Tak po prostu.
Z perspektywy
Isabell.
Stałam pod drzwiami
do jego pokoju i zastanawiałam się się nad tym, co mu powiem, bo,
szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia. Nie będę mu przecież
wmawiała, że Lou nie chciał tego powiedzieć, doprowadzić go do
takiego stanu, bo i tak mi nie uwierzy.
- Ile jeszcze
zamierzasz stać pod tymi drzwiami? - usłyszałam głos Zayna.
- Nie wiem. -
odparłam zgodnie z prawdą.
- Nie lepiej wejść?
- Może i lepiej,
tylko co miałabym mu powiedzieć? - zapytałam z nadzieją, że
mulat choć trochę mi pomoże.
- Ja na twoim miejscu
poczekałbym do jutra.
- Dlaczego?
- Jakieś piętnaście
minut temu sam próbowałem z nim pogadać i myślałem, że zabije
mnie nim zdążę przekroczyć próg, więc wolałem nie ryzykować.
- powiedział całkiem poważnie.
- Harry?
- Nie, święty
Mikołaj. - powiedział sarkastycznie. - Zrobisz jak chcesz. -
zniknął za drzwiami prowadzącymi do swojego pokoju, a ja nadal
stałam i patrzyłam w jedno, bliżej nieokreślone miejsce.
Niemożliwe. On by
tak nie zareagował, nie on, nie Harry. Może Zaynowi po prostu się
wydawało albo...
- Czemu tak stoisz? -
znowu ktoś bezczelnie przerwał mi moje rozmyślenie.
- Biję się z
myślami, a do tego trzeba ograniczyć ruchy. - powiedziałam
niezbyt przyjemnym tonem.
- I kto wygrywa? -
widocznie nie zraził się.
- Zdecydowanie nie
ja.
- Chcesz z nim
pogadać, no nie? - zapytał ostrożnie, jakby bał się, że znowu
wybuchnę.
- Aż tak bardzo
widać?
- Cóż... stoisz pod
drzwiami do jego pokoju i gapisz się na klamkę. Raczej nietrudno
się domyślić.
- Pewnie masz rację,
ale to mi nie pomaga. Co mam mu powiedzieć? - zapytałam, ale nie
liczyłam na jakąkolwiek pomoc z jego strony.
- Wiesz, czasami
najlepszymi słowami jest milczenie. - odpowiedział i tak samo jak
mulat parę chwil wcześniej wszedł do pokoju.
- Jesteś wielki
Liam. - mruknęłam cicho do siebie i szybko zapukałam bojąc się,
że mogłabym się rozmyślić, co raczej nie przyniosło by dobrych
skutków.
***
Czekałam. Naprawdę
długo czekałam na jakikolwiek odgłos dochodzący zza drzwi. Rzecz
jasna, najbardziej usatysfakcjonowałoby mnie słowo „proszę”,
ale teraz mogłabym usłyszeć nawet coś w stylu „spierdalaj”.
Wszystko byłoby lepsze od ciszy, która obecnie panowała.
Przez chwilę nawet
myślałam, że Harrego nie ma w pokoju, ale natychmiast wybiłam
sobie tą myśl z głowy. No bo jak nie w pokoju, to gdzie miałby
być? Sprawdzałam już dosłownie wszędzie. W kuchni, salonie, u
chłopaków, w łazienkach, piwnicy i nawet na strychu.
- Jesteś tchórzem
dziewczyno, jesteś tchórzem. - powtarzałam sobie ciągle chodząc
w tą i z powrotem. Chłopcy na początku pytali co się
stało, przekonywali mnie, żebym poszła do siebie, ale widząc, że
nawet ich nie słucham przestali zwracać na mnie uwagę.
Zachowywali się tak, jakby mnie nie widzieli, jakby mnie nie było,
z czego w zasadzie się cieszyłam, bo nie musiałam słuchać
ciągłych przekonywań, że stanie pod drzwiami nic nie da i do
niczego nie prowadzi, co wiedziałam doskonale, ale wewnętrzna siła
nie pozwalała mi od nich odejść czułam, że Harry teraz
potrzebuje mnie bardziej niż kiedykolwiek indziej.
- Jestem żałosna. -
powiedziałam do siebie i zapukałam. I nic. Cisza. Znowu. Jeszcze
pięć minut temu nadal stałabym i nasłuchiwała, czy może
chłopak da jakiś znak życia, ale nie teraz. Teraz byłam pewna,
że muszę coś zrobić.
***
Pewnym ruchem
nacisnęłam klamkę. Przez chwilę bałam się, że drzwi będą
zamknięte, jednak obawa ta zniknęła, gdy lekko je pchnęłam, a
one cicho się otworzyły.
- Wyjdź.
- usłyszałam stanowczy głos Loczka, który skulony leżał na
łóżku. Nie odpowiedziałam mu, tylko podeszłam do niego,
położyłam się obok i przytuliłam go. Wiedziałam, że to
przyniesie lepszy skutek niż słowa, bo sama niedawno potrzebowałam
tego bardziej, niż jakiejś mowy o tym, że będzie dobrze i nie
należy się poddawać.
Harry
obrócił się w moją stronę i powtórzył:
- Wyjdź.
- Nie
chcesz, żebym wychodziła. - powiedziałam spokojnie.
- Skąd
możesz wiedzieć czego chcę? - zerwał się z łóżka.
- Sama
niedawno tego potrzebowałam. - wstałam, ale nie tak gwałtownie
jak chłopak. - Nie, nie wyjdę. - powiedziałam, gdy ten otwierał
usta. - Harry. - zaczęłam łagodnie. - Nie stracisz go. Nie jesteś
w stanie tego zrobić. Potrzebujecie się nawzajem, to normalne, że
się kłócicie, ale nie burzcie tego, co tak długo budowaliście.
- mówiłam, a oczy Harrego zaszkliły się. Momentalnie znalazłam
się przy nim i kolejny raz tego dnia wtuliłam się w jego tors.
- To
tak bardzo zabolało... - cicho łkał. - Był moim przyjacielem...
- I
nadal nim jest. - spojrzałam w jego oczy. Serce zaczęło mi bić
milion razy na minutę, a po plecach przeszło tysiące przyjemnych
dreszczy. To magiczne w jaki sposób działają na mnie jego oczy.
Niesamowicie magiczne.
W
tamtym momencie liczyliśmy się tylko my. Mój świat ograniczał
się do jego zielonych tęczówek, w których dostrzec można było
tańczące iskierki szczęścia. Delikatnie starłam dłonią
ostatnią stróżkę łez na jego policzkach. Uśmiechnął się,
ukazując przy tym swoje nieziemskie dołeczki, które sprawiały, że
miękły mi kolana, a chwilę potem położył rękę na
mojej. Zbliżał swoją twarz do mojej. Wiedziałam, co za chwilę
się stanie i całą sobą tego chciałam. Potrzebowałam tego. Jego
wargi delikatnie musnęły moje, jakby bały się odtrącenia, ale
chwilę potem pogłębiły pocałunek. Delikatnie przymknęłam
powieki, żeby jeszcze bardziej spotęgować doznania.
Nie
całowałam Harrego Stylesa z One Direction. Całowałam Harrego,
mojego Harrego.
~*~
Witam po raz kolejny w tym tygodniu. :p
A to wszystko dzięki Wam ! :D
Dziękuję za 1 200 wyświetleń, 49 komentarzy i 5 obserwatorów.
Jestem taka niesamowicie szczęśliwa, że ktoś to czyta. :)
Co myślicie o scenie pocałunku?
Nie jestem dobra w takich rzeczach, ale chyba nie wyszło najgorzej.
Do następnej notki, Evil.
o matko... tak mnie bolą oczy, ale Twojego opowiadania nie odpuszczę xd
OdpowiedzUsuńjest bosko, chociaż liczyłam, że zaczną całować się na łóżku, ale to tylko moja wyobraźnia płata mi figle ^^
Ty czegoś nie umiesz, Ty!? do spowiedzi.
♥
'Nie jestem dobra w takich rzeczach' ? No chyba omamy jakieś masz, kochana. Pranie mózgu Ci dziś na tych roratach zrobili ? :x
OdpowiedzUsuńJest świetnie, jak zwykle <3
Ja sie cieszę, że zespół sie nie rozpadł. Ich pocałunek też nie jest mi obojętny ;) Czekam na nexta i weny życzę <3
OdpowiedzUsuńhttp://love-story-1d-opowiadanie.blogspot.com/
Boskie, jak zawsze zresztą ;D
OdpowiedzUsuńPiękne kochanie. ;*
OdpowiedzUsuńDosłownie zakochałam się w tym opowiadaniu, z każdym rozdziałem coraz bardziej je kocham...
OdpowiedzUsuń