wtorek, 11 grudnia 2012

Chapter Ninth.

Jeżeli czytasz - skomentuj.
Następny rozdział = 5 komentarzy. 


Nie wszystko zawsze przebiega po naszej myśli. Czasami jest wręcz przeciwnie. Rzeczy, wydarzenia dzieją się na złość nam, a my nic nie możemy z tym zrobić, bo tak najwyraźniej musiało być. Zostaje nam jedynie czekanie. Czekanie na dobre dni, które są warte zapamiętania i wspominania o nich. Ale nie chodzi o to, aby pogoda, ubrania, rzeczy były świetne. Ważni są ludzie. Ludzie, dzięki którym nawet najgorsze chwile mogą przerodzić się w coś wspaniałego.

***

Obudziłam się o 10, a Louisa już nie było w łóżku co, jak na niego, jest bardzo, ale to bardzo dziwne. Zazwyczaj wstawał jako ostatni, co zmartwiło mnie jeszcze bardziej. W nocy nic nie udało mi się z niego wyciągnąć, nasza rozmowa, o ile można było to nazwać rozmową, polegała mniej więcej na uspokajaniu chłopaka cichym szeptem, co i tak niewiele dało. Niedługo potem zasnął, a ja nie miałam już sił by iść do swojej sypialni i stwierdziłam, że marchewkowy nie obrazi się na mnie jak przenocuję u niego. Tak więc spędziłam cudowną noc w jednej pozycji i w dodatku nie przykryta nawet prześcieradłem.
Szybko zeszłam na dół mając nadzieję, że zastanę chłopaka w kuchni. Energicznie zeskoczyłam z łóżka, co skończyło się leżeniem na podłodze, bo moje kości były na tyle obolałe, że nie mogłam normalnie chodzić, a co dopiero wykonywać jakieś gwałtowne ruchy.
- Cholera. - przeklęłam pod nosem i zaczęłam powoli i dokładnie rozmasowywać mięśnie. Gdy już stwierdziłam, że mogę się jako-tako poruszać wstałam i udałam się na dół.
Cicho wyszłam z pokoju, bo znając chłopców jeszcze śpią. Nie myliłam się. W kuchni zastałam tylko Harrego i Johna.
Jest Lou ? - rzuciłam.
- Tak, cześć Isa. Dobrze mi się spało, dzięki że pytasz. - powiedział głosem, który rano jest jeszcze bardziej zachrypnięty niż normalnie.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. - dodałam sarkastycznie i przewróciłam oczami, na co John parsknął śmiechem.
- Co cię bawi ? - zapytałam unosząc brwi.
- Wy, dzieci, wy.
- Powinniśmy się obrazić za te „dzieci”. - powiedział Loczek, co potwierdziłam skinieniem głowy.
- Dobra dobra, nie kombinuj. - upił łyk kawy. - Swoją drogą, bardzo się cieszę, że zaczęliście się dogadywać. - uśmiechnął się w moją stronę, co natychmiast odwzajemniłam.
- O błagam cię, John, jak można nie lubić takich wspaniałych chłopców ? - zapytał słodkim głosikiem Harry, na co z wujkiem wybuchnęliśmy śmiechem. Gdyby Loczek mógł zabijać wzrokiem, oboje leżelibyśmy martwi na podłodze. John tylko przewrócił oczami i wyszedł z kuchni, a Harry obrócił się plecami w moją stronę.
- Oj no Harruś, nie obrażaj się... - podeszłam i przytuliłam go od tyłu.
- Podlizujesz się.
- Narzekasz.
- Czyżby ? - obrócił się w moją stronę, przez co nasze nosy prawie się stykały. Nie licząc oczywiście „małej” różnicy wzrostu.
- Tak. - szepnęłam i spojrzałam mu w oczy, które z bliska wydawały się jeszcze bardziej zielone i błyszczące. Można było się w nich zatracić. - Więc... Gdzie Lou ? - zapytałam, tym samym przerywając ciszę, która jednak nie była niezręczna. Wręcz przeciwnie. I w tym problem.
- Zauważyłem, że bardzo śpieszy ci się do mojego przyjaciela, Bell. - powiedział prosto w moje usta.
- Zazdrosny ? - uśmiechnęłam się.
- Zawsze. - roześmialiśmy się.
- Uciekasz od pytania. Gdzie Lou ?
- Nie wiem. Wyszedł z samego rana, powiedział, że nie wie kiedy wróci i że mam się nie martwić. - wzruszył ramionami, a ja momentalnie się zmartwiłam. No bo co jeżeli on sobie, broń Boże, coś zrobi? Nie znam powodu jego płaczu, ale wiem, że Tomlinson nie rozpaczałby z byle gówna, co utwierdza mnie w przekonaniu, że coś jednak się stało. Tylko za cholerę nie wiem co...
- Ej, mała, co jest ? - Harry najwidoczniej zauważył mów wyraz twarzy, który nie był najciekawszy.
- Co? A nie, nic. Nieważne. Wybacz, ale muszę znaleźć Lou.. - wyrwałam się z jego uścisku, w którym ciągle tkwiliśmy, ale on nie dał mi wyjść z kuchni.
- Powiedz mi o co chodzi. - mówił spokojnie.
- O nic. Musze po prostu znaleźć Lou. - próbowałam wyrwać rękę z jego uścisku – na marne.
- Isabell. Co się dzieje z Lou ? - w tym momencie do kuchni weszła Elizabeth.
- Cześć. - powiedziała cicho, na co Hazz odpowiedział tylko skinieniem głowy, nawet nie patrząc w jej stronę.
- Mówiłam ci już, że nic się nie dzieje. Musze z nim po prostu porozmawiać, to tyle. - traciłam cierpliwość.
- Co się stało ? - zapytała, co natychmiast podniosło mój stopień zdenerwowania.
- Nie twoja sprawa. - warknęłam w jej stronę.
- Ale moja tak. - wtrącił się Loczek. Natychmiast wyrwałam rękę z jego uścisku.
- Nie dasz mi spokoju ? - rzuciłam oschle. - To mój przyjaciel, chyba mam prawo z nim porozmawiać i nie muszę mieć żadnego powodu.
- Nie zapominaj, że to również mój przyjaciel, co daje mi prawo, żeby wiedzieć co się stało! - nie wytrzymał. Zaczął krzyczeć i gestykulować rękoma.
- Pf. - fuknęłam. - Nazywasz się jego przyjacielem i nawet nie wiesz, że coś złego się dzieje w jego świecie ?! Błagam cię. Ile się znacie? Rok ? Dwa lata ? I nie zauważyłeś, że on ma jakiś problem ?! Znam go miesiąc. Miesiąc ! I to mi wypłakiwał się, mówił, że jest beznadziejny, że nikt go nie potrzebuje, że nie ma nikogo – zaakcentowałam ostatnie słowo – komu mógłby się zwierzyć ! I wy się kurwa nazywacie jego przyjaciółmi ?! Ja w dupie bym miała takich przyjaciół ! - krzyczałam, a z jego oczu lały się łzy. Tak. Harry Styles płakał. Płakał i to przeze mnie. Swoimi wrzaskami obudziliśmy wszystkich domowników, którzy teraz stali przed nami z zaspanymi i rozkojarzonymi minami.
- Co się dzieje ? Czemu Hazz płacze ? - zapytał Liam, na co ani ja, ani Harry nie zamierzaliśmy odpowiadać. Ja – bo najprawdopodobniej znowu bym wybuchła, a Harry – przez łzy nie był w stanie nic powiedzieć.
- Kurwa, ludzie, jest wpół do jedenastej, obudziły nas jakieś cholerne krzyki, mamy prawo wiedzieć o co chodzi ! - zdenerwował się Zayn, z reszta nie dziwię mu się.
- Kłócą się o waszą przyjaźń z Louisem. - powiedziała Elizabeth.
- Ty ! - ryknęłam. - Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo wpierdalać się w nasze sprawy! To, że tu mieszkasz nie znaczy, że cię tolerujemy, a co dopiero lubimy! To, że rozmawiamy w twojej obecności świadczy tylko o tym, że jesteśmy na tyle mili, żeby nie wypieprzyć cię z pomieszczenia! - krzyczałam, nie zwracając nawet uwagi na obecność Johna, który na nieszczęście był w domu.
- Bell, spokojnie. - mówił Liam. - Krzykami nic nie wskórasz.
- Inaczej się nie da!
- Cisza ! - ryknął John. - O co do cholery chodzi?!
- Lou... - po raz pierwszy odezwał się Harry. - On ma.. problem. Podobno poważny i..
- Lou ? Problem ? Proszę cię, jaki problem może mieć Louis ? - prychnął Zayn na co odpowiedział mu głos dochodzący z drugiego końca pomieszczenia. Głos, który z pewnością nie należy do żadnej z, do niedawna siedmiu, osób w tym pomieszczeniu. Jego głos.
- Wyobraź sobie, Zayn, że to jednak możliwe.
- Lou ! - wrzasnęłam po czym rzuciłam się chłopakowi na szyję. - Boże, nawet nie wiesz jak się martwiłam. - szeptałam tuląc chłopaka do siebie. - Nigdy więcej tego nie rób. - spojrzałam na chłopaka, który znowu miał łzy w oczach. - Co jest, Lou ?
- Dziękuję. - szepnął. W odpowiedzi jedynie się uśmiechnęłam. - Wygląda na to, że tylko ty się przejęłaś. - powiedział nieco złym, ale i smutnym tonem.
- Nie mów tak. Oni nie wiedzieli o co chodzi. - próbowałam, naprawdę próbowałam ich bronić, ale Louis chyba nie jest na tyle głupi, żeby mi uwierzyć.
- Jeszcze chwilę temu byłaś gotowa ich pozabijać.
- Wiesz jak to ja, poniosło mnie. To przez to, że się nie wyspałam. - uśmiechnęłam się do niego, co starał się odwzajemnić, ale zamiast tego wyszedł mu jakiś krzywy grymas.
- Nie chcę nic mówić, ale my tu nadal jesteśmy. - usłyszeliśmy głos Nialla.
- Bardzo się cieszymy blondasku. - powiedziałam i zaśmiałam się gdy zobaczyłam minę chłopaka, która niestety zaraz mu się zmieniła, co niezaprzeczalnie było powodem słów Lou.
- Mów za siebie, Isabell. - powiedział oschle.
- Lou... - zaczął Harry, który jeszcze chyba nie do końca wiedział co się dzieje. - Co się stało, o co chodzi ? Wiesz, że zawsze możesz nam o wszystkim powiedzieć. - mówił łagodnie, jednak widział, jak doprowadza marchewkowego na pierwszy stopień zdenerwowania.
- Zawsze ? - prychnął. - Chyba tylko jak wy chcecie. Serio nic nie zauważyliście ? Nie zauważyliście jak przeżywam piekło i to już od kilku dni ? Przypuszczam, że nie zainteresowalibyście się nawet, jakbym chodził i płakał ! Gdyby nie Isabell, która nareszcie wam wygarnęła, jakimi to jesteście wspaniałymi przyjaciółmi, to interesowałyby was tylko swoje sprawy! Pierdoleni przyjaciele-egoiści! - krzyczał, a reszta stała ze łzami w oczach i cierpliwie słuchała jego słów. Nie przejmowaliśmy się obecnością Johna ani Elizabeth. I tak już nic nie było w stanie powstrzymać kłótni. - Nie obchodzą was moje problemy, nic was nie obchodzi poza własnymi dupami!
- Lou. - przerwał Liam, który jako jedyny był opanowany. - Co się stało?
- Zerwała ze mną, rozumiesz?! Po dwóch latach pieprzonego związku tak po prostu mnie zostawiła! - nadal krzyczał, ale przerwały mu łzy.
- Boo Bear... Tak mi... nam... przykro. - odezwał się Harry.
- Gówno prawda ! Teraz to możecie sobie...
- Zamknij się, Tomlinson. - przerwałam mu, a wszyscy spojrzeli na mnie zdezorientowanymi minami. W zasadzie nie dziwię im się. Jeszcze chwilę temu byłam w stanie ich wszystkich pozabijać za to, jakimi są ludźmi, ale coś sobie uświadomiłam – to przecież też moi przyjaciele i nie mogę pozwolić, żeby ktoś doprowadzał ich do takiego stanu.
- Co ? - zapytał Lou.
- Zamknij się już i skończ wrzeszczeć. - powtórzyłam spokojnie, a po domu rozniósł się jego sarkastyczny śmiech. - Co cię bawi ?
- Ty, maleńka. Nie sądzisz, że to takie żałosne bronić ich przed prawdą ?
- Mamy chyba zdecydowanie inne definicje prawdy. - ciągle byłam opanowana, jednak wiedziałam, że to nie potrwa długo.
- Mogłabyś się zdecydować. Najpierw na nich krzyczysz, a zaraz zaczniesz na mnie. Wybierz sobie jakąś stronę, Bell. - mówił. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaraz wyprowadzi mnie z równowagi.
- Nie jestem po niczyjej stronie. Stwierdzam tylko fakty.
- Fakty ? - prychnął Lou. - Strasznie gówniane te twoje „fakty”.
- Przestań już pierdolić od rzeczy i nie przesadzaj. Nie są idealni, ale to twoi przyjaciele do cholery!
- Idealni ?! Błagam! Kot jest lepszym przyjacielem od nich! - wrzeszczał, a reszta, oprócz Harrego, który już dawno płakał, na te słowa nie umiała dłużej powstrzymywać łez.
- A ty?! Zastanawiałeś się jakim ty jesteś przyjacielem?! Zobacz, spójrz do jakiego stanu ich doprowadziłeś! Oni płaczą przez ciebie! Cała czwórka! Drzesz się na nich jak pojebany, bo nie zauważyli, że jakaś laska cię zostawiła! - krzyczałam nie zważając na słowa. - Wyżywasz się i zwalasz wszystko na nich! Gdybyś miał trochę rozumu w tej ślicznej główce, to sam byś podszedł do któregoś i się wyżalił! Ale nie, najważniejszy pan Tomlinson oczekuje, że wszyscy będą czytali w jego myślach!
- Kim ty jesteś, żeby tak mówić?! Nikim! Pojawiasz się znikąd, najpierw się o nas nie odzywasz, a teraz próbujesz grać wzorową przyjaciółkę! - zabolały mnie te słowa.
- Lou, myślę, że przesadzasz. - mówił Harry, ale Tomlinson go nie słuchał.
- To, że zginęli twoi rodzice nie znaczy, że miałaś prawo... - przerwał. Chyba dopiero zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. - Isa... przepraszam, ja nie chciałem...
- Skończ. - nie byłam w stanie krzyczeć. Na samo wspomnienie o rodzicach płakałam, co dopiero teraz, gdy usłyszałam te słowa. - Po prostu zamilcz. Skoro tak bardzo ci przeszkadzam, czemu mi o tym nie powiedziałeś ? - zapytałam, jednak on milczał. - Zaufałam ci. Powiedziałam ci wszystko, wszystko... - łkałam. - Wiesz co przeszłam, a teraz mi to wypominasz. - w tym momencie głos mi się załamał. Usiadłam na podłodze, bo nie miałam siły dłużej stać, i zaczęłam płakać. W kuchni zapanowała grobowa cisza i nikt nie odważył się jej przerwać. Słychać było tylko nierównomierne oddechy i mój szloch. Po kilku minutach odezwał się Harry.
- Ja już tak dłużej nie mogę

~*~
Hej ! 
Nie chcę zabierać Wam czasu, więc może przejdę do konkretów.
Dziękuję za wyświetlenia, których jest już ponad 1000, za 44 komentarze i za 5 obserwatorów. Bardzo bardzo bardzo się cieszę, że toś to czyta.:) 
Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. ;D
Co myślicie o rozdziale ? Może macie jakieś pomysły ? Piszcie.
A no i jeszcze jedna sprawa.
Jeżeli ktoś chciałby się ze mną skontaktować, to tylko i wyłącznie przez maila :
evil_and_1d@wp.pl

Do następnego rozdziału, Ev.

6 komentarzy:

  1. Kolejny świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę w to uwierzyć. Dzisiaj jest taki denny dzień i jeszcze jak przeczytałam tą kłótnie...normalnie zaraz sie popłacze. Rozumiem, że nie może być zawsze kolorowo, ale błagam cie nie rozwalaj zespołu, to moja jedyna prośba... czekam na nexta <3

    http://love-story-1d-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. jeden minus za przekleństwa, które moim skromnym zdaniem raczej psują cały obraz rozpaczy i złości.
    ogólnie to chciałabym żeby Bell była z Harrym, żeby w następnym rozdziale było trochę pożądania i zatracenia w pocałunkach xd
    całość jak zawsze cudowna. do tej pory miałam ulubiony rozdział, jak wiesz, ale już teraz go nie mam... wszystkie są moimi ulubionymi ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Łiiii, wreszcie mogę napisać komentarz. Za tysiącpięćsetstodziewięćsetnym razem >.< Dzięki mojemu kochanemu lenistwu nie chce mi się już pisać tego wszystkiego, co pisałam w poprzednich, bo jakby to razem zebrać, to za dużo by wyszło. Z resztą, moją opinię i tak już znasz ♥
    A teraz migusiem dodawaj nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. cieszę się, że dostałam linka do tego bloga.
    Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba, mam nadzieję, że takich rozdziałów dodasz jeszcze wiele.
    Będę polecała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ale się porobiło .. ;/ masakra ! ale rozdział super ! Kaśka . xoxo <3 : )

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy