wtorek, 5 marca 2013

Chapter Seventh [twenty-second]

***


29 października.
Stałam pod drzwiami do jego pokoju z osłupiałą miną i ciągle analizowałam w głowie słowa, które przed chwilą wypowiedział. I naprawdę, naprawdę chciałam nie rozumieć ich sensu. Chciałam szczerze się zaśmiać, walnąć go w ramię i powiedzieć coś w stylu „nie żartuj Styles, dawaj szampon”. Chciałam, ale nie mogłam. Niewidzialna pętla ścisnęła moje serce, sprawiając przy tym niewyobrażany ból. Chodziło tylko o szampon, a dokładniej o jego brak. Głupi szampon, którego on zawsze używał. Zawsze. I teraz, stojąc przed nim z nieciekawym grymasem na twarzy, jeszcze lepiej zrozumiałam, że między nami jest tylko powietrze. Żadnego uczucia.
Wychrypiałam marne przeprosiny i szybkim krokiem oddaliłam się od jego strefy. Zignorowałam głośne wołania i, wpadając na Zayna na schodach, który posłał mi mrożące spojrzenie, ale gdy tylko zobaczył w jakim stanie się znajduję, otworzył usta by coś powiedzieć, na co tylko wykonałam wymowny ruch ręką mający oznaczać „nie mam ochoty o tym gadać”, założyłam buty i wyszłam z domu. Nie wiedziałam dokąd idę, ale w tej chwili to nie miało znaczenia. Wszędzie było lepiej niż w domu z nim.
Zaczęłam żałować ten decyzji, gdy na ławce w parku, na której aktualnie siedziałam, pojawiła się Elizabeth z niezbyt zadowoloną miną. Przez kilka chwil obie milczałyśmy, jednak po jakiś dwudziestu minutach nie wytrzymałam.
- Mogłabyś wytłumaczyć mi co tu robisz? - wychrypiałam, a ona spojrzała na mnie z niedowierzaniem w oczach. - Jeżeli chcesz mnie pocieszyć, od razu ostrzegam, że to nic nie da.
- Pocieszyć? Myślisz, że tłukłam się tu przez pół miasta, żeby cię pocieszyć?! - oburzyła się, a ja nie miałam pojęcia o co jej chodzi. Patrzyłam na nią ze zmieszaną miną. - Co to było, to w domu?! - krzyknęła, a gdy mruknęłam jej ciche „nic” zrobiła się purpurowa. - Odstawiasz jakieś durne teatrzyki tylko dlatego, że chłopak przestał używać durnego szamponu! Robisz się żałosna, Isabell! Wszyscy chcemy dla ciebie jak najlepiej, ale jesteś tak bardzo zapatrzona w siebie i w swoje problemu, że zapominasz o nas! Kiedy ostatni raz rozmawiałaś z Louisem albo Niallem?! Kiedy ostatni raz przyszłaś do mnie do pokoju, żeby zapytać mnie jak się mam?! Nie zauważasz, że my też czasami cię potrzebujemy, cholera!
- A jakie wy możecie mieć problemy, co?! - wybuchnęłam. - Nie możesz zrozumieć, że w tym momencie nie mam na to siły?! Zwaliliście się mi na głowę kiedy najbardziej potrzebowałam samotności i oczekujecie, że będzie jak dawniej?! - krzyczałam, a w oczach El pojawiały się łzy.
- Byłaś sama rok! - ryknęła. - Może chcesz powiedzieć, że to niewystarczająco długo?! A może po prostu nie chcesz mieć już z nami do czynienia?! Może nie istniejemy dla ciebie?! - łzy popłynęły jej po policzkach.
- Elizabeth, to nie tak...
- Dorośnij, Isabell.

Z perspektywy Harrego.

Naprawdę, naprawdę bałem się, że coś złego może jej się stać. W momencie, kiedy znikała na schodach, stałem osłupiały i nie miałem pojęcia co zrobić. I dopiero kiedy uświadomiłem sobie co się stało, natychmiast zbiegłem na dół, by ruszyć za nią i, jeżeli byłaby potrzeba, szukać jej w całym Nowym Jorku.
Wiedziałem, że wina leży po mojej stronie. Nie miałem pojęcia dlaczego zareagowała tak gwałtownie, ale to nie było ważne. Liczyło się tylko to, że w tej chwili może dziać się coś złego.
Dopiero Elizabeth zatrzymała mnie tuż pod drzwiami, stwierdzając, że wie gdzie udała się Isabell i mówiąc mi, że musi z nią porozmawiać. W pierwszej chwili chciałem zaprzeczyć, ale gdy spojrzała na mnie najbardziej chłodnym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek widziałem, i gdy w jej oczach można było dostrzec ogromną złość, odpuściłem. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że z El nie warto się kłócić, bo ona i tak zawsze stawia na swoim.
Tak więc teraz, po dwóch godzinach od ich wyjścia, całą piątką siedzimy w salonie i obgryzamy paznokcie z nerwów. Przynajmniej ja i Zayn. I kiedy usłyszeliśmy, naprawdę głośne, trzaśnięcie drzwiami, zerwaliśmy się z miejsc i biegiem ruszyliśmy w kierunku dochodzącego hałasu.
Muszę szczerze przyznać, że nie zdziwiłem się za bardzo, gdy moje oczy dostrzegły Elizabeth jak torpeda zmierzającą w kierunku swojego pokoju, do którego po chwili weszła, zbijając przy tym doniczkę z kwiatkiem. Zdjęła z szafy swoją zieloną, ogromną walizkę i zaczęła wrzucać do niej ubrania.
- El, co jest? Stało się coś? - zapytał Zayn, próbując przy tym złapać jej nadgarstki, które zręcznie wyrywała.
- Wyprowadzam się! Wracam do domu! Mam jej dość! - ryknęła i wróciła do pakowania, obdarowując przy tym mulata najbardziej zimnym i nienawistnym spojrzeniem, na jakie było ją stać, a ten natychmiast się odsunął. - Ona jest chyba najbardziej egoistyczną osobą jaka chodzi po tym jebanym świecie! 
- To twoja przyjaciółka, Eli. - powiedział spokojnie Liam.
- Była moją przyjaciółką półtora roku temu. - skwitowała, zapięła walizkę i wyszła.

***

Isabell wróciła dopiero koło dwóch godzin temu, a że jest po dwudziestej drugiej, nie było jej praktycznie cały dzień. Swój powrót obwieściła głośnym trzaśnięciem drzwiami wejściowymi, jak i do swojego pokoju, oraz krótką kłótnią z Malikiem, który teraz siedzi obrażony na kanapie przed telewizorem i nie odzywa się do nikogo.
Próbowałem z nią porozmawiać, nieraz stałem chciałem dostać się do jej pokoju, ale niestety drzwi były zamknięte na klucz, a moje pukanie i prośby o otwarcie ich nie przynosiły żadnego, nawet najmniejszego, skutku. Po dwudziestu minutach straciłem chęci, po czterdziestu po prostu zrezygnowałem.
Zdawałem sobie sprawę, że nasza rozmowa najzwyczajniej w świecie skończyłaby się kłótnią, ale celem moich wizyt było jedynie sprawdzenie, czy nic jej się nie stało, co i tak zakończyło się porażką. Tak więc zapytałem o to Zayna, co ten skwitował tylko słowami "chyba nigdy nie czuła się lepiej", co nie bardzo mnie uspokoiło. 
Ale co mogłem zrobić? Pozostało jedynie czekanie.

Z perspektywy Isabell.

Przesiedziałam na łóżku całą noc i ranek. Wszystkie mięśnie i kości mnie bolały, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Byłam zła. Ba! Wściekła. Tylko że co z tego? Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że Elizabeth miała stuprocentową rację. Zachowywałam się jak egoistka, ostatnimi czasy zwracałam uwagę tylko na swoje problemy. Zamknęłam się wewnętrznie na przyjaciół. Żałowałam tego, problem w tym, że w tym momencie nie mogłam postępować inaczej. Kochałam ich wszystkich, ale teraz nie potrafię tego okazywać. Nie mam na to siły, można by powiedzieć nawet, że ochoty. 
Wszystko ze mnie wyparowało, niedługo zniknę. Czuję się jak wielki balon, który ma w sobie jedynie powietrze, co chroni go przed wybuchem i rozleceniem się na tysiące drobnych kawałeczków, których niestety nie da się ponownie poskładać w jedną, sensowną całość. Może nawet wolałabym stać się takimi drobinkami, niż patrzeć na wszystko, oczywiście poza własnymi problemami, obojętnie.
Zamiast na nowo odzyskiwać przyjaciół, ja ich raniłam. To stało się moją codziennością. Uzależniałam się od tego. Nie cieszyłam się, ale też nie przejmowałam. 
Wszystko było obojętne.

6 listopada.
Minął tydzień, a ja wyszłam z pokoju jedynie kilka razy. Nie wiem, czy można nawet to zaliczyć, biorąc pod uwagę godzinę, która zdecydowanie nie była wczesna. A może i była? Nie wiem do jakiej kategorii mam zaliczyć trzecią nad ranem.
Teraz, dwadzieścia trzy po czternastej, stawiam ciche, delikatne kroczki na schodach modląc się, żeby w salonie i w kuchni nie było wiele osób. I w zasadzie miałam szczęście, bo po zejściu, które trwało wieki, moje oczy dostrzegły jedynie Zayna, Louisa, Harrego i jakąś tlenioną blondynkę siedzącą na kolanach loczka. Szczerze mówiąc nie przejęłam się tym ani trochę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Styles znalazł sobie dziewczynę. Jedynym zaskoczeniem był jej wygląd.
Przeszłam obok nich obojętnie, i taka zamierzałam zostać, a Malik posyłał mi zdziwione spojrzenia, które ignorowałam. I gdy już miałam wracać, do moich uszu dotarł okropny pisk.
- Co to za bezguście, Harruś? - zawyła i zatrzepotała rzęsami, a ja zacisnęłam pięści.
- Jedynym bezguściem w tym domu jesteś ty, złotko. - odpowiedziałam zanim Styles zdążył otworzyć usta. Ta tylko przybrała bojową minę i poczerwieniała. 
- Nie z tobą rozmawiam, dziwaczko. Zresztą, co ty w ogóle robisz w tym domu?
- Mogę przebywać w swoim własnym domu - zaakcentowałam ostatnie słowa. - W przeciwieństwie do ciebie. Więc jeżeli masz ochotę kogoś jeszcze przestraszyć, to nie tutaj. - powiedziałam, a mulat parsknął śmiechem. Dziewczyna posłała mi lodowate spojrzenie i wstała, zmierzając w moją stronę. 
- Ja przynajmniej umiem się dobrze ubrać i nie ważę tony. - powiedziała kpiąco, a ja sarkastycznie się zaśmiałam.
- Ja przynajmniej nie wyglądam jak dziwka, która zgubiła się, gdy szła pod latarnię. - odparowałam tym samym, piskliwym głosikiem, a jej twarz przybrała purpurowy kolor. - No proszę! Przynieście aparat ludzie, takiego odcienia czerwieni nie spotyka się na codzień! Powinnaś rosnąć w ogródku razem z innymi piwoniami! - ciągnęłam, a ta najwidoczniej nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. I gdy znów miałam posłać w jej stronę jakąś kpiącą uwagę, do moich uszu dotarł głos Harrego.
- Myślę, że najlepiej będzie, kiedy wyjdziesz.


***

Możecie mnie zabić, bo nie dość, że nie dodawałam nic od dwóch tygodni, to jeszcze wyszło takie coś. Ale niestety, mam dużo nauki, a co za tym idzie mało czasu na wszystko. Dosłownie. Niezmiernie się ciesze, że jeszcze tylko osiem rozdziałów i kończę to, bo nie mam pomysłów na tą historię i nie chcę, żeby ciągnęła się jak Moda Na Sukces.
Przepraszam za błędy, będę je sprawdzała niedługo.

Evil.

8 komentarzy:

  1. Gdyby nie to, że zabicie Cię oznaczałoby brak rozdziałów, to juz dawno być leżała w Wiśle. Jestem nieco rozklejona, ale moją opinię i tak poznasz, więc luz ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko ;o Biedna Isabell ;/ Harry jakiś dziwny się zrobił, haha ;D SKoda, że Elizabeth wyprowadziła się ;/ Rozdział smutny, ale i tak zayebisty ;*

    Czekam na kolejny rozdział ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz ! :) Po tym blogu będziesz prowadziła inny? Czekam na kolejny rozdział ^ ^ :3

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowny rozdział, uwielbiam twoje opowiadanie. z niecierpliwością czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny! Szkoda, że niedługo koniec tej historii. Opowiadanie jest naprawdę świetne. Czekam na kolejny rozdział. :) xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Nienawidzę pisać komentarzy dłuższych niż: ,, Świetne opowiadanie pozdrawiam Justyna’’, ale w Twoim przypadku muszę to zmienić. Po pierwsze, dlaczego wszystkie świetne blogi w tym roku się kończą [ no chyba, że masz zamiar pisać baaaardzo powolutku]? Uważam, że piszesz świetnie i że brakuję Ci wiary w siebie jak ty pod takim rozdziałem piszesz cytuję: ,, to jeszcze wyszło takie coś ‘’ no chyba, że chodzi Ci w pozytywnym znaczeniu. Historia jest bardzo ciekawa, Isa ,,wali’’ świetnymi tekstami, nie za bardzo rozumiem o co chodziło El, ale ja jestem dzisiaj nieogarnięta. Ciekawa jestem, dlaczego Harry nie używa już tego szamponu. Życzę duuuuuuuuuuuuuuuuuużo weny i genialnych pomysłów na to opowiadanie oraz inne.
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha, kocham teksty Isy! :D Czekam z niecierpliwością na nastepny. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahahahahaha padłam jak komentowała tą nową "dziewczynę" Stylesa ;D
    Piszesz , na prawdę świetnego bloga ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy