poniedziałek, 18 lutego 2013

Chapter Sixth. [twenty-first]

***

22 października.
Jego tęczówki były magiczne. Zieleń, w której można było się zatracić, teraz wydawała się jeszcze intensywniejsza, piękniejsza. Właśnie takie je zapamiętałam. Pełne radości, szczęścia. Tylko one się nie zmieniły, wszystko inne było zupełnie różne. Brązowe loki nieco dłuższe, usta bledsze, dołeczki w policzkach, które tak bardzo kochałam, mniej widoczne, a uśmiech nie tak szeroki i szczery. Ciągle był tym samym Harrym Stylesem ze sławnego, irlandzko-brytyjskiego zespołu One Direction, tylko że... znacznie różnił się od mojego Harrego. Tego, który dla mnie zawsze będzie całym światem.
Nadal nie dopuszczałam do swojej świadomości wydarzeń sprzed kilku godzin. I teraz, siedząc na zimnych, niewygodnych, łazienkowych kafelkach, powoli dociera do mnie to, co się stało.
Wszystkie wydarzenia z ostatnich godzin ciążyły na mnie, dusiłam się pod ich wagą. Nie chciałam ponownie uciekać, nic by to nie zmieniło. Musiałam zmierzyć się z kłopotem, problem w tym, że nie miałam w sobie nawet krzty siły. Czułam się, jakby ktoś wypompował ze mnie całą chęć do walki, a potem wyrzucił ją w próżnie. Szanse na odzyskanie jej są równe zeru.
I to wszystko przez jedno, trzy sekundowe muśnięcie. Jeden moment, w której nasze wargi znowu stanowiły jedność. Jedna, niby nic nieznacząca chwila, która sprawiła, że wszystkie wydarzenia sprzed roku wróciły. Każdy, nawet przypadkowy, dotyk, każde słowo, każdy uśmiech, każdy pocałunek, każdą łzę. Pamiętałam wszystko za sprawą delikatnego muśnięcia warg.
Bałam się. Te wydarzenia zdecydowanie mnie przerosły. Silna, niekończąca się miłość do niego rozrywała mnie od środka. Niszczyła po kolei każdy organ, każdy mięsień, każdą kość. Dusiłam się, oddychanie sprawiało mi trudność, łzy wypływające z moich oczu sprawiły, że nie byłam w stanie niczego zobaczyć. Nie czułam niczego innego poza bólem, który z każdą sekunda potęgował się i narastał. Przypuszczam, że niedługo nawet go przestanę odczuwać. Pozostanie jedynie pustka, którą może wypełnić tylko on.

Z perspektywy Harrego.

Wyszła.
Zostawiła mnie samego.
Potrzebowałem jej. Potrzebowałem jej uśmiechu, dotyku, samej obecności. Nie wymagałem wiele. Wiedziałem, że ona też cierpiała. Nadal cierpi, może nawet bardziej niż my wszyscy razem wzięci. Sama musiała się zmagać z problemami, nie miała nikogo, żadnego koła ratunkowego. Ja mogłem liczyć na chłopaków, papierosy i alkohol, który ostatnimi czasy najbardziej pomagał mi uleczyć wszystkie smutki.
Byłem bardzo, bardzo nie w porządku. I w stosunku do chłopaków i do niej. Bo w końcu to ja znalazłem sobie inną. Nie kochałem jej, to było pewne. Naomi to pewnego rodzaju pociesznie po stracie Isabell. Jest wulgarna i ma masę gładzi szpachlowej na twarzy, ale nie przeszkadza jej ciągłe wykorzystywanie. Uświadomiłem ją, że nic poważnego z tego nie będzie, ale nie przejęła się tym. Ważne, że jestem sławnym Harrym Stylesem z One Direction.
Zniszczyłem to jeszcze bardziej. Ale gdy jej usta były tak blisko moich, gdy czułem jej przyśpieszony oddech muskający moją twarz, gdy w jej oczach lśniły łzy... nie mogłem się powstrzymać. To trwało zaledwie kilka sekund. I właśnie ta chwila, ten moment uświadomił mi, jak ta drobna, wrażliwa dziewczyna jest dla mnie ważna, uświadomił mi jak ogromną rolę odgrywa w moim życiu. Bez niej już nic nie jest takie samo.
Dom wydawał się pusty, jakbym mieszkał w nim zupełnie sam, dwa wolne miejsca przy stole nieustannie przypominały mi o dwóch osobach, które straciłem. Jej pokój, w którym nieraz spałem, jej pościel przesączona jej zapachem, który wywoływał u mnie łzy.
Płakałem. Bardzo, bardzo często. Ta drobna blondynka, a raczej jej brak, doprowadzał mnie do płaczu. Leżałem skulony na jej łóżku, wtulony w jej poduszkę, która pachniała owocowym szamponem, którego kiedyś używaliśmy razem... Nawet pies mi o niej przypominał. Gdy zamykałem oczy widziałem jej zniecierpliwioną minę, przypominałem sobie ton jej głosu, kiedy na nas krzyczała. Odczuwałem ten sam ból jak wtedy, kiedy pod stołem ścisnęła mi rękę. Czułem dreszcze, które wywoływał jej dotyk. Przypominałem sobie mokre plany na koszulce, w którą mi się wypłakiwała. Zapach jej czekoladowego błyszczyku, który miała na sobie w czasie naszego pierwszego pocałunku, nie dawał mi spokoju.
Pamiętam dni, podczas których cierpiałem po nieprzespanych nocach. To wszystko kumulowało się we mnie. Ból, smutek, tęsknota. A ja potęgowałem te uczucia. Oddalałem się od przyjaciół, zacząłem imprezować, pić, palić. Wmawiałem sobie, że nie potrzebuję pomocy, że wszystko jest dobrze. Wmawiałem sobie, że wyleczyłem się z tej drobnej blondyneczki, która przewróciła mój świat o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Ale szczerze mówiąc, gdybym mógł zmienić jakieś wydarzenie sprzed roku, nie dopuściłbym jedynie do jej zniknięcia.
Bo tak bardzo, tak bardzo ją kocham.

Z perspektywy Isabell.

29 października.
Byłam naprawdę, naprawdę zaskoczona, gdy za drzwiami, które zresztą otwierałam o szóstej rano w za dużej koszulce i rozciągniętych dresach, z zaczerwienionymi, opuchniętymi oczami po całonocnym płaczu, zobaczyłam szóstkę osób i, żeby tego było mało, cała szóstka miała ze sobą co najmniej po trzy walizki na osobę. A moje zdziwienie urosło jeszcze bardziej, gdy jedna z osób łaskawie uświadomiła mi, że wszyscy zamierzają się tu wprowadzić, bo „w hotelu są strasznie niewygodne łóżka i małe pokoje”.
Tak więc teraz, o siódmej trzydzieści rano, siedzimy przed telewizorem, a Elizabeth cierpliwie tłumaczy mi, dlaczego nie mogli wprowadzić się do niej.
- Bell, kochanie, zrozum., u mnie nie ma wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścić ich wszystkich. - zmierzyła wzrokiem chłopaków, którzy teraz kłócili się o to, jaki film będziemy oglądać.
- Z tego co wiem, twój dom jest większy o co najmniej dwa pokoje, Eli. - mówiłam cierpliwie, choć w środku dusiłam w sobie wszystkie emocje.
- Isabell, proszę cię, nie wygaduj głupstw. A zresztą, moi rodzice nigdy się na to nie zgodzą. A wiesz, oni naprawdę mają niewygodne łóżka... - ciągnęła.
- Elizabeth. Zgodzę się, jeżeli powiesz mi, jaki jest prawdziwy powód. - powiedziałam stanowczo, a przyjaciółka pociągnęła mnie za rękę do kuchni.
- Chodzi to, Bell, że chłopcy, zresztą ja również, chcemy cię przekonać do powrotu z nami. Chcemy, żebyś wróciła, tęsknimy za tobą. - mówiła niepewnie.
- Eli... Dobrze wiesz, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Ja nie mogę...
- Przestań tchórzyć! - krzyknęła, przerywając mi. - Przyznaj, że tak naprawdę się boisz! Nie masz wystarczająco dużo odwagi, żeby znowu stanąć twarzą w twarz z Harrym i na spokojnie z nim porozmawiać! Bell, tak nie może być! Popełniłaś błąd, oboje popełniliście! Ale nie zachowujcie się jak dzieci, tylko to naprawcie!
- A co jeżeli ja nie chcę?! Co jeżeli nie chcę niczego naprawiać, bo jest mi dobrze tak, jak jest?! Nie pomyślałaś o tym?! Może ja chcę się od was od uzależnić, a wy mi to tylko utrudniacie! - krzyczałam, a moje oczy zachodziły łzami. - Nie wyobrażasz sobie nawet jak mi ciężko, El. Jak bardzo cierpię, gdy on jest blisko mnie, a ja nie mogę się do niego przytulić, pocałować go. Nie wiesz, jak serce mnie boli, gdy uświadamiam sobie, że to nie jest już ten sam Harry, w którym się zakochałam, że znacznie się od niego różni. - łkałam otoczona ramionami przyjaciółki, która teraz gładziła mnie po plecach. - Ja go tak bardzo kocham, Eli. Tylko że ta miłość mnie powoli niszczy. Nie wytrzymam długo, nie dam rady, nie mam siły. Nawet jeżeli znowu bylibyśmy razem, to już nie to samo. A ja go tak kocham Eli, tak bardzo go kocham...
- On ciebie też kocha, Bell. Musicie po prostu porozmawiać ze sobą o tym, o czym boicie się mówić. O waszej miłości słonko, bo ona nadal istnieje i jest tak samo silna jak rok temu. Może nawet silniejsza. Odnaleźliście się Bell, straciliście nadzieję, ale odnaleźliście się. Chcesz zmarnować tą szanse? Rozumiem, że się boisz, on również. Tylko że musicie coś ze sobą zrobić. On już powoli wariuje, przypuszczam, że ty też. Pozwoliłaś mu się do siebie zbliżyć, znowu zasmakowaliście tej bliskości, a teraz... On uważa, że już nic dla ciebie nie znaczy, Bell. - mówiła spokojnie, a ja powoli analizowałam jej słowa. Nie chcę, żeby on dowiedział się o mojej słabości. Nie chcę, aby wiedział co czuję. To wszystko jeszcze bardziej utrudni, a ja mam już wystarczająco dużo problemów, on zresztą też. Utrudniamy sobie wszystko, a to prowadzi do jeszcze większej ilości kłótni pomiędzy mną a nim oraz pomiędzy nim a chłopakami z zespołu.
- Tak będzie lepiej, El.

***

Rozmawiałam z nim, a ta rozmowa zdecydowanie nie była jedną z najprzyjemniejszych rozmów, które ze sobą przeprowadziliśmy. W zasadzie, nie wiem czy powinnam nazywać to coś rozmową, bo bardziej przypominało ogromną kłótnie, która trwała dwie godziny i podczas której wykrzyczeliśmy sobie wszystko – od, ciągle trwającej, miłości po, zupełnie nową, nienawiść. I gdybym mogła cofnąć czas, nigdy nie dopuściłabym do tego, naprawdę, nigdy. A gdy wypowiedział słowa „lepiej by było, gdybyśmy się nigdy nie spotkali”, zrozumiałam, że nie ma dla nas przyszłości i oboje zgodnie postanowiliśmy być wyłącznie przyjaciółmi. I przyznaję – przyjaźń z nim, będzie zapewne jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu, ale dam radę.
A teraz, stojąc pod drzwiami do jego pokoju, walcząc ze sobą wewnętrznie i przeklinając się za to, że nie mogłam iść do sklepu po głupi szampon, nienawidziłam go jeszcze bardziej, bo zawsze używał tego samego. Tak więc po, dość kpiącym, wzroku Zayna, zebrałam sobie wszelkie siły, delikatnie zapukałam w drzwi i modliłam się, aby tego nie usłyszał. A gdy miałam już odchodzić, ze zwycięskim uśmieszkiem na twarzy, usłyszałam charakterystyczny dźwięk naciskanej klamki i już po chwili moje oczy dostrzegły postać chłopaka, o Jezusie, ubranego tylko w bokserki.
- Isa? Stało się coś? - „tak, właśnie mam ochotę cię pocałować, ale nie zrobię tego, bo teraz masz być moim przyjacielem, więc z łaski swojej przestań mi to utrudniać, cholera!
- Eee, no tak. Znaczy nie. Znaczy nie wiem. Znaczy potrzebuję szamponu. - jąkałam się, a moje policzki z pewnością były już czerwone.
- Szamponu? - wydawał się nie zwrócić uwagę na moją, jakże żałosną, wypowiedź.
- No tak... Wiesz, eee, ty zawsze używałeś tego samego co ja, a że mi się skończył, pomyślałam, że może będziesz mógł mi trochę oddać swojego... - „staczasz się, Isabell.”
- Przykro mi, ale już od dawna go nie używam.
Czy to normalne, że zabolały mnie te słowa?


***
Jestem chora i zamiast leżeć w ciepłym, miękkim łóżku, o którym tak bardzo marzę, siedzę na niewygodnym krześle, marznę i piszę dla was rozdział, który, szczerze mówiąc, podoba mi się. Mam nadzieję, że choć trochę wynagrodzi on wam czekanie. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, sprawdzałam je, ale dziś jestem wyjątkowo nieogarnięta. Rozdział dodaję przez jedną, bardzo upartą istotkę z mojej klasy i jednocześnie moją ukochaną przyjaciółkę, która na 10000% zabiłaby mnie, gdybym tego nie zrobiła <tak moja kochana N.Ś mówię o tobie> ♥
No więc, to chyba na tyle. Wpadajcie na drugiego bloga i głosujcie w ankiecie na bloga miesiąca (link z lewej strony) <3
Całusy. ;*

Evil.

9 komentarzy:

  1. Kocham ten rozdział. Jest taki... nawet nie wiem, jak mogłabym to ująć, więc powiem tyle: fenomenalny. Szkoda mi Bell, szkoda mi Hazzy, nawet chłopców i El... :( Mam nadzieję, że wszystko się ułoży...
    Kaśka. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi się wydaje, że oni długo nie pociągną jako tylko przyjaciele ;) Przecież oni się tak kochają, nie wytrzymają tak długo ;) Szkoda mi ich...;(
    Świetny rozdział napisałaś ;) Czekam na c.d.
    Pozdrawiam Ewela xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne, na prawdę :) Ja nie mogę uwierzyć, że ten bloog, to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie czytałam. Masz talent, na prawdę!
    Pozdrawiam
    http://full-of-surprises.blogspot.com/
    http://opowiadanie-by-klara.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak się cieszę że masz taką upartą istotę w klasie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle genialny ! <3 Oby nie byli tylko przyjaciółmi!? Szybko dodawaj nn! Czekam na nexta ! <3 Wracaj do zdrowia ! <3 Kocham , ściskam i caluję aaa i pozdrawiam Kaśka . xoxo <3 : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabiłabym, oj zabiłabym ; d
    A rozdział, no co jak zwykle, wspaniały,
    w sumie to jeden z moich ulubionych.; )
    No, widocznie muszę bardziej naciskać, ; d, Bo efekty są boskie ; **

    OdpowiedzUsuń
  7. Czemu ty wszystko komplikujesz? Czemu Isa nie może znowu być z Harrym?
    Ułatw jej życie proszę Cię. Jest to genialny rozdział. Boże jesteś chora i masz siłę pisać coś tak genialnego? Podziwiam Cię. Jesteś po prostu genialna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział. Mam nadzieję, że Harry i Isa długo nie pociągną jako przyjaciele. ;D Czekam na następny i życzę szybkiego powrotu do zdrowia. :)

    Pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy