Następny rozdział = 7 komentarzy
Z perspektywy
Isabell.
- Zayn, podasz mi
wreszcie tą rzodkiewkę?! - krzyczałam do chłopaka z kuchni.
- No przecież idę!
- Mówiłeś to
jakieś 10 minut temu, a ja nadal czekam! Więc jeśli chcesz
jeszcze kiedykolwiek zobaczyć Perrie lepiej się pośpiesz! - nadal
się darłam. Byłam strasznie rozdrażniona, bo Harry nie wychodził
od Lou już jakieś dwie godziny. Martwiłam się, to normalne, a w
dodatku chłopcy nijak nie pomagali mi w oswojeniu się z sytuacją,
wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej to utrudniali. - Zayn!
- Trzymaj. - chłopak
pojawił się w kuchni. - Tylko spokojnie, bo jeszcze zrobisz sobie
krzywdę.
- Prędzej tobie. -
mówiłam zdenerwowana krojąc ogórka.
- Bell, uważaj na
palce.
- Auć. - syknęłam,
gdy ostrze noża przeżyło bliskie spotkanie z moim kciukiem. -
Cholera. - zaklęłam po stwierdzeniu, że raczej nie obejdzie się
bez plastra.
- Daj, pomogę ci. -
mówił łagodnie Zayn, po czym przykleił opatrunek na przemytą
wcześniej ranę. - Idź do siebie, ja skończę.
- Dziękuję. -
szepnęłam cicho i musnęłam jego policzek.
***
Chwilę potem już
byłam w pokoju. Położyłam się na łóżku, przykryłam szczelnie
kołdrą i próbowałam zasnąć. Czułam się potwornie, miałam
wrażenia, że moja głowa zaraz wybuchnie. Zacisnęłam mocniej
powieki, aby choć trochę przechytrzyć ból. Niestety nijak mi się
to nie udawało.
Sen przyszedł z
wielką trudnością, a gdy zasypiałam to na trzydzieści,
maksymalnie czterdzieści minut.
- Proszę, błagam,
chcę spać, skończyć już ten dzień. - szeptałam do siebie
kołysząc się na łóżku. Z oczu ciekły mi łzy, sama nie wiem
dlaczego. - Proszę...
Z perspektywy
Harrego.
Siedziałem z
chłopakami w salonie i, podobnie jak wcześniej dla Louisa,
opowiadałem im o całym zajściu z Isabell.
- No stary,
gratuluję. - poklepał mnie po plecach Zayn. - Z niecierpliwością
czekamy na dalszy rozwój zdarzeń. - zaśmialiśmy się.
- Ja tam wolę
jedzenie. - powiedział Niall, na co każdy z nas wybuchł gromkim
śmiechem.
- Nikt w to nie wątpi
blondasku. Wszyscy dobrze wiemy, że jedzenie to twoja wielka
miłość. - mówił Louis próbując opanować śmiech, co nijak mu
nie wyszło, bo po chwili już leżał na podłodze i rechotał w
najlepsze. Stawiam, że nawet nie wiedział z czego tak dokładnie
się śmieje, co w zasadzie mu nie przeszkadzało. Po kilku minutach
wgapiania się w przyjaciela my również się do niego
przyłączyliśmy. Teraz już nasza cała piątka zwijała się na
podłodze ze śmiechu.
- Dobra, dosyć tego
dobrego. - jako pierwszy opanował się Liam. - Idźcie kończyć
kolację.
- Ale po co? Kto
normalny je kolację o północy? - wtrącił się Zayn.
- Nie dyskutuj, tylko
marsz do kuchni kroić rzodkiewkę. - nie odpuszczał, na co reszta
zmroziła go wzrokiem. Louis już otwierał usta aby coś
powiedzieć, ale z góry dobiegł naprawdę przerażający krzyk. Z
początku chyba żaden z nas nie wiedział o co chodzi, ale gdy
uświadomiliśmy sobie, że to Isabell natychmiast zerwaliśmy się
i szybko pobiegliśmy na górę.
- Bell! - krzyknąłem
w progu pokoju, a to, co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze
oczekiwania. Stanąłem jak wryty na środku pokoju i dosłownie nie
wiedziałem jak mam się zachować. Chłopcy, gdy już mnie wyminęli
również zaniemówili. Isabell siedziała na łóżku żałośnie
płacząc i wtulała się w Elizabeth, która głaskała ją po
głowie. Przeszedł przeze mnie dreszcz zazdrości. To ja powinienem
przy niej być, to przy mnie miała zawsze czuć się bezpiecznie.
Gdy już otrząsnąłem
się z szoku natychmiast usiadłem koło miej i otoczyłem ją
ramieniem posyłając Elizabeth wdzięczne spojrzenie na co tylko
smutno się uśmiechnęła.
- Cicho maleńka, już
jestem. - szeptałem prosto de jej ucha i od czasu do czasu muskałem
ustami jej czoło, a dziewczyna wtuliła się w mój tors i
szlochała jeszcze głośniej. Nie cierpię kiedy ona płacze, gdy
widzę jej łzy coś ściska mnie za serce, bo wiem, że jedyne co
mogę zrobić to przytulić ją i dać jej się wypłakać.
- Chyba miała zły
sen. - powiedziała cicho Elizabeth. - Przepraszam, że przyszłam,
ale usłyszałam krzyki i chciałam sprawdzić co się dzieje.
- Dziękuję. -
uśmiechnąłem się.
- Nie ma za co.
Fajnie jest wiedzieć, że ona ma kogoś jak ty.
- To znaczy kogo?
- Kogoś, komu zależy
na jej szczęściu. - powiedziała, a ja zmieszałem się odrobinę.
- To widać Haroldzie.
- Błagam, tylko nie
„Haroldzie”. - jęknąłem na co dziewczyna się zaśmiała.
- Przepraszam, nie
wiedziałam czy mogę...
- Możesz. -
uśmiechnąłem się serdecznie w jej kierunku. - Bardzo to widać?
- zapytałem po chwili ciszy.
- Bardzo. Patrzysz na
nią z taką ogromną miłością, współczuciem. Przeżywasz
wszystko z nią. Z resztą, zakładam, że ty też nie jesteś jej
obojętny. Gdybyś był zapewne odepchnęłaby cię po kilku
sekundach. - zaśmialiśmy się. - Powiedziałeś jej co czujesz?
- Poniekąd. -
mruknąłem spuszczając wzrok.
- Rozumiem. Może nie
będę wam przeszkadzać. - puściła do mnie oczko i podniosła się
z łóżka.
- Zostań. -
usłyszeliśmy cichy głos Isabell. - Chyba musimy porozmawiać. -
dodała już nieco głośniej.
- To może ja was
zostawię. - zaproponowałem. - Przyjdź do mnie później. -
szepnąłem w kierunku Bell i wyszedłem z pokoju.
Z perspektywy
Elizabeth.
Bałam się.
Cholernie się bałam. Nie chciałam znowu wdawać się w kłótnie z
nią, była dla mnie zbyt bliska. Nadal nie umiałam pogodzić się z
tym, że ją straciłam. A może po prostu tego nie chciałam? Nie
wiem. Pewne było jedynie to, że oddałabym wszystko aby ją
odzyskać.
- Jaki on jest? -
zapytała po kilku chwilach niezręcznej ciszy.
- Kto? - zapytałam
nieco zmieszana jej zachowaniem. Już tak dawno nie słyszałam jej
normalnego głosu.
- No twój chłopak,
a kto inny. - uśmiechnęła się. Tak, dobrze widziałam. Ona się
uśmiechnęła! Uśmiechnęła się do mnie! W duchu aż szalałam z
radości.
- Chyba były
chłopak. - sprostowałam.
- Jak to były? -
widocznie nie spodziewała się tego.
- Normalnie. Ludzie
najpierw się w sobie zakochują, a potem zrywają.
- Nie mów do mnie
jak do debila. Czemu się rozstaliście?
- Zerwał ze mną,
gdy dowiedział się, że muszę przeprowadzić się do Londynu, bo
moi rodzice nie chcą zostawiać mnie samej gdy wyjadą na urlop do
Paryża. - mówiłam.
- Co? Na jaki znowu
urlop? Przecież John mówił... - urwała. - Zabiję go. -
powiedziała po czym szybko wybiegła z pokoju.
Z perspektywy
Isabell.
- Uknuliście to! -
ryknęłam gdy wbiegłam do jego „biura” trzaskając drzwiami.
- Bell, dziecko, ja
pracuję. - mówił spokojnie. - Przyjdź póź...
- Nie! - przerwałam
mu. Nie wyobrażał sobie nawet jaka byłam zła. - Możesz mi
wytłumaczyć co chcieliście osiągnąć zapraszając ją tutaj?!
- Nie wiem o czym
mówisz. - wydawał się odrobinę rozdrażniony.
- Nawet nie próbuj
kłamać. - syknęłam. - Mogliście chociaż wymyślić jakąś
wspólną wersję wydarzeń, a nie lecieć na spontana. Chociaż
pewnie nie przewidzieliście, że będziemy ze sobą rozmawiać, no
nie?! - krzyknęłam. - Nie wiem, co chcieliście osiągnąć
poprzez kłamstwo.
- Naprawdę nie mam
pojęcia o czym ty mówisz Isabell, ale nie podnoś na mnie głosu.
- powiedział opanowanie.
- Czy ty jesteś taki
głupi, czy tylko udajesz?! - ryknęłam w ogóle nad sobą nie
panując. - A może kłamiesz już tak długo, że nawet o tym
zapomniałeś?! Dobrze wiesz ja się czułam po jej stracie. A ty
sprowadzasz ją do domu po kilku dniach od ich śmierci i myślisz,
że będzie dobrze?! Nawet z chłopcami nie rozmawiałam, co dopiero
z nią!
- To nie miało tak
wyglądać. Chcieliśmy żebyście się pogodziły, bo wszyscy
dobrze wiemy, że byłyście najlepszymi przyjaciółkami. Kiedyś
nic nie było w stanie was rozdzielić. Nawet jak się kłóciłyście
to po kilku godzinach godziłyście się rzucając się sobie w
ramiona. - jego opanowanie zaczynało mnie jeszcze bardziej drażnić,
ale nie przerywałam mu. - Z resztą, to była doskonała okazja,
żeby jej rodzice pojechali na wymarzoną podróż do Francji. -
posłał przepraszający uśmiech w moją stronę. Nic nie
odpowiedziałam. Po prostu obróciłam się na pięcie i wyszłam.
Skierowałam się w stronę jego pokoju, potrzebowałam bliskości
***
.
- Mogę? - zapytałam
po uchyleniu drzwi.
- No pewnie. -
uśmiechnął się. Podeszłam do niego i już kolejny raz tego dnia
wtuliłam się w jego tors wdychając zapach jego perfum, za którym
już zdążyłam się stęsknić. - Co się stało? - szepnął w
moje włosy.
- Przejdziemy się?
- Teraz? Jest grubo
po północy. - powiedział wyraźnie zaskoczony.
- Proszę... -
szepnęłam.
***
Spacerowaliśmy
ciemnymi uliczkami parku. Milczeliśmy, ale to nie było niezręczne.
Napawaliśmy się nawzajem swoją obecnością, to zastępowało
wszystkie zbędne słowa. Co jakiś czas zerkaliśmy w swoją stronę
posyłając sobie uśmiechy.
- Bell... - chłopak
zatrzymał się na środku chodnika i splótł nasze dłonie. - Ja...
nie bardzo wiem jak mam ci to powiedzieć... - jąkał się. -
Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego, jest to dla mnie zupełnie
nowe i boję się. - podniósł głowę i spojrzał w moje oczy. Jego
wzrok był niepewny, pełen strachu, ale można było dostrzec w nich
pojedyncze iskierki szczęścia. - Ja... kocham cię, Bell.
~*~
Wiem, ze zwaliłam, nie zabijajcie mnie. :<
Ogólnie miałam całkiem inną wizję tego rozdziału, miał się skupić głównie na Harrym i Bell,ale pomyślałam, że to raczej mi nie wyjdzie no i stworzyłam takie coś.
Miało być dłuższe i wgl, ale jakoś nie mam czasu na pisanie.
Przepraszam, że tak długo czekaliście.
Dziękuję, za wszystkie wspaniałe komentarze, 1 817 wyświetleń i 6 obserwatorów. :D
Z radością stwierdzam, że jest was tu coraz więcej! :>
Ostatnio nie wyrabiam z pisaniem, więc dlatego czekam na aż 7 komentarzy, będę miała więcej czasu na napisanie rozdziału. :)
Dziękuję za wszystkie głosy na blog miesiąca. :)
Ev.
Rozdział boski, a zakończenie takie romantyczne, wzruszyłam się <3
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny ;)
Kocham !!!
OdpowiedzUsuńWspaniały blog.Naprawdę!.
Nie kończ go NIGDY !
Czekam na Next Chapter
Taki rozdział powinnam czytać w zdecydowanie lepszym humorze, bo teraz jakoś niewiele mnie w tym poruszyło. Aczkolwiek nawet teraz mogę stwierdzić, że jest jak zawsze świetny i jak zawsze czekam na nast. część.
OdpowiedzUsuńTy z tymi komentarzami nie przesadzaj >:D
♥
Jak zawsze super. Wgl nigdy nie wiem co napisać. Dla mnie to, że twoje rozdziały są najlepsze jest oczywiste. Nie mogę się doczekać następnego, ciekawa jestem co zrobi Bella ;)
OdpowiedzUsuńWesołych świąt ci życzę <33
Przy okazji zapraszam na mojego nowego bloga ;)
http://pain-and-love-1d.blogspot.com/
Przepiękny! :)
OdpowiedzUsuńZaraz pęknie mi głowa więc króciutko.
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział! W końcu wyznał jej miłość. Awww
Cudowny :)
OdpowiedzUsuń